Sęk w tym, że nie bardzo mamy tych "startujących zawodników". W czasówkach jest mocna ekipa ludzi, którzy odnoszą sukcesy i na te wyjazdy jest, o ile mi wiadomo, znacznie więcej pieniędzy. Niestety, od czasów Tomka Oleksego nie mamy nikogo, kto przez kilka lat regularnie jeździłby na zawody wspinaczkowe w baldach czy na trudność, nie mówiąc już o osiąganiu wyników zbliżonych do oleksiakowych. Wiadomo, że nie ma u nas kokosów (nie ma dużego rynku, nie ma sponsorów, którzy byliby gotowi wyłożyć pieniądze), niemniej utyskiwaniom, jakkolwiek niejednokrotnie słusznym samym w sobie, brakuje silnego argumentu w postaci zawodników, którzy pomimo tych trudności jednak by regularnie startowali i widocznie rokowali nadzieje na zauważalne w skali świata wyniki. Obecność kogoś takiego wykazywałaby, że mamy do czynienia z poważnym zaniedbaniem, jeśli nie mógłby liczyć na pomoc Związku. Niemniej, skoro sytuacja jest niełatwa, musimy także oczekiwać zaangażowania od strony samych startujących (biję się tutaj i we własne piersi).
Inna rzecz - od zeszłego roku staram się startować w miarę często na zawodach międzynarodowych i niemal natychmiast przełożyło się to na pomoc ze strony Komisji Wspinaczki Sportowej. Oczywiście, byłoby miło otrzymywać na każde zawody dofinansowanie w wysokości 2000zł, ale 700 to więcej niż 500 i więcej niż 300.
Oczywiście, jeśli pojawi się zawodnik, który regularnie będzie miał duże szanse awansu do finału w prowadzeniu lub boulderach, będzie jak najbardziej zasadnym oczekiwać od Państwa (bo mówimy ostatecznie o pieniądzach państwowych, więc poza wszystkim - naszych wspólnych) większego wsparcia. Jasne jest też, że im więcej uda się wygospodarować środków na wyjazdy Kadry, tym lepiej dla niej (lepsze spanie, lepsze jedzenie, więcej komfortu itd.).
Podsumowując, nawoływałbym do powściągliwości w jednoznacznych ocenach. A wracając do wypowiedzi samego Kiliana, wyraźnie dał on do zrozumienia, że "profesjonalnych" ekip sportowych jest we wspinaniu ciągle mniejszość. Póki co mieścimy się w głównym nurcie, co nie znaczy, że toniemy.