Oczywiście nie wypada się nie zgodzić z tym wszystkim o czym mówi Pan Wojtek. Ale, ale... czy przypadkiem nie jest też trochę tak, że "tęsknimy" za dawnymi dokonaniami i trochę podświadomie chcielibyśmy powrócić do dawnych lat? Pamiętamy (albo czytaliśmy trochę) o Gash. IV, o południowej Lhotse, o tych wszystkich minionych latach chwały, o Ice Warriors itp. Czytamy o zachodniej Changabang Boardmana, gdzieś nam mignie informacja, że Urubko znowu poprowadził nową drogę itd.
Oczywiście dla Kingi szacun itd., ale wydaje mi się, że trochę nam się te wszystkie ośmiotysięczniki znudziły(?) Oczywiście jest kwestia stylu i nie ma co porównywać dokonań Kingi z 13-latkiem, którego Szerpowie wniosą na Everest, ale być może jest tak, że przez takie wejścia przestajemy doceniać (albo doceniamy mniej).
Tęsknimy do "ścianowych dokonań"? Ściana prezentuje się pięknie, 1400 metrów (tak czytamy w newsach), tyle dni ciężkiej wspinaczki. I dostajemy to co chcieliśmy: poczucie, że nasi też potrafią. OK, część ekspertów zdaje sobie sprawę z przesad w wycenach, ktoś tam słusznie wytknie, że to 1000 metrów, a nie 1400 , ale większość z nas się cieszy... (ła?).