AndrzejZ Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> No właśnie: taka forma MUSI istnieć.
> Z punktu widzenia prawnego to o tym czy dany czyn
> jest karalny, czy nie może decydować czy ktoś
> pobrał opłatę czy nie. Ja nie mogę "operować
> wyrostka" ani za darmo, ani za pieniądze, bo tego
> nie potrafię, i klienta bym taka operacją
> uśmiercił... Wtedy możnaby co najwyżej karać
> za "złamanie prawa o licencjach" (powody
> finansowe). A tak karać należy za "narażanie
> życia", a nie za brak legitymacji.
Potrzebna jest wyraźna regulacja co do tego za co się te opłaty pobiera. jeśli firma mówi, że za "wyprawę partnerską", to jest to - po pierwsze - jakiś oksymoron, bo partnerstwo wyklucza popieranie kasy, po drugie, - firma ta staje sie automatycznie odpowiedzialna za akcję górską.
Więc ta nazwa to jest dobry chwyt reklamowy, który się jednak tej firmie nie opłaca.
Dlatego myślę, że zdecydowanie bezpieczniej by było, gdyby ta firma określiła się wyraźnie, że pobiera kasę tylko za organizację formalności do punktu wyjścia w góry. i gdyby nazywała się "płatna organizacja" zamiast 'wyprawy partnerskie". W praktyce nie zmieniło by to nic, oprócz otwarcia oczu Heniów, którzy nie mają oleju w głowie. Bo oni by się zastanowili, czy w górach są na tyle samodzielni, zeby skorzystać.
> Ściśle "wyprawa partnerska" nigdy nie istnieje -
> zawsze jeden jest lepszy, a drugi gorszy.
w naturalnych warunkach ten lepszy i gorszy już wiedzą że są lepszymi lub gorszymi. A na sztucznej "wyprawie partnerskiej" dopiero mieliby się o tym dowiedzieć.
> Jeśłi natomiast przysłowiowy Stachu mówi
> Heniowi, że jest "superłojant" a nie ma o tym
> pojęcia, to sprawa jest formalnie nie do
> załątwienia - nie da się posadzić kogoś za
> mitomanię...
Myślę, że bagatelizujesz sprawę. Nie wiesz jak wielkim mitomanem może być mitoman i jak mało oleju w głowie może mieć henio, który nie ma oleju w głowie.
Wyobraź sobie sytuację, że jest sobie chłopak, nazwijmy go na ten przykład Czesio, co właściwie nic nie potrafi, jedyne, co w miarę mu jakoś idzie, to wejść na jakąś górę - choć też srając w gacie. Ma on dziewczynę. I się przed nią chwali jakim to on jest zajebistym alpinistą, co jest gównoprawdą. Żeby "nie srać na wiatr" to wynajduje sobie jakichś paru heniów, pręży się przed nimi, "przesadza" co do "faktów" ze swojego górskiego cv, czyli kłamie i przekonuje, że bezpiecznie wprowadzi ich na szczyt x za kase y. W tym momencie może się już pochwalić dziewczynie, że jest "czymś jak przewodnik". Musi byc dobry, skoro mu płacą, nie? I jadą. Dziewczyna razem z nimi. idą, idą, nagle jeden z heniów słabnie. Czesio myśli sobie, że jak teraz zostanie z heniem, to cała jego kariera przewodnika legnie z gruzach, bo nie wprowadzi pozostałych heniów na szczyt x. Poza tym boi się, że ci pozostali będą chcieli, żeby oddał im kasę. Więc prosi dziewczynę, żeby chorego henia sprowadziła na dół. Dziewczyna kocha Czesia, więc się zgadza. I zostaje z tym chorym heniem. Rozbijają namiot na noc, bo do schronu daleko, a juz sie zmierzcha. Rano chory henio jest tak osłabiony od wysokości, że juz się zatacza. Schodzą. heniu zaczyna spadać. Spada na dziewczynę schodzącą jako pierwsza. Oboje spadają i giną.
Ot, taka fikcyjna historia. Możesz wyciągnąć z tego jakiś wniosek?
> Jedyne rozwiazanie jest takie, żeby Heniu miał
> olej w głowie i nie szedł za Stachem (bez
> względu na jego licencje) jak "owca na rzeź". Do
> tego jest edukacja, kluby, koledzy klubowi,
> którzy są sympatyczni i chętnie mniej
> doświadczonym kolegom pomagają etc. Jak Heniu
> będzie miał olej w głowie to przepisy
> niepotrzebne.
No to jest właśnie utopia, żeby ten Heniu miał olej w głowie.
Na Henia trzeba zrobić okres ochronny.
>
> Dlaczego w ogóle taka klientela istnieją? Moim
> zdaniem dlatego, że nie mogą sobie znaleźć
> klubów/kolegów z którymi mogliby na takie
> wyprawy jeździć za darmo, a na licencjonowane
> wyjazdy ich nie stać. Kropka.
owszem. ja należałam do tej klienteli. Ale byłam na "wyprawie partnerskiej" dwa razy. Z drugiej - tej z pka - byłam zadowolona. Pierwsza była całkowitą porażką. Czułam się oszukana.
Problemem jest to, że nawet nie ma żadnego wiarygodnego źródła informacji o tych firmach. Jedyne źródło, to oni sami, każdy sie sam reklamuje, orze tak jak może.
Może by założyć taką stronę, gdzie ludzie będą mogli anonimowo wypowiadać się na temat swoich doświadczeń z tymi firmami, gdzies na jakimś neutralnym gruncie. Wyceniać, żalić się i chwalić. Na brytanie rzadko kto jest jeszcze anonimowy.
> Poza tym w górach ktoś się czasami musi zabić
> - wszystko jedno czy idzie z instruktorem
> licencjonowanym, Stachem, czy solo. I nie ma z
> czego robić wielkiego szumu. Lepiej w górach
> niżna raka :)
Gdyby Henio wiedział kim jest Stach, to by jednak chyba wolał na raka;) Więc czemu mu tych informacji skąpić?
Rynek powinien sam zweryfikować która firma jest dobra, a która nie, ale to będzie trwało latami i będzie wielu poszkodowanych. Na razie są tylko strony internetowe "na tak" i strony "na nie". Potrzebne jest jakieś pośrednie, obiektywne źródło informacji. nie jednostronne. I tak żeby normalni ludzie nie bali się tam wpisywać opinii.
To nie rozwiąże problemu, ale będzie juz tym pierwszym krokiem.
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2009-07-17 14:11 przez laura palmer.