kierownik Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Jeśli dobrze rozumuje to Ty widziałbyś to tak: zakneblowac
> pezetę - zaprowadzić prawdziwy wolny rynek ergo znieśc licencje i koncesje - zacząć
> ewidencjonowac trupy - przeanalizować - wyciągnąc wnioski. Dobrze myśle?
Źle mnie zrozumiałeś:
1/. Nikogo nie chcę kneblować, a do "pezety" nic nie mam - co najwyżej sugestie pewnych zmian. Przecież jestem za zniesieniem zakazów.
2/. Osobiście mam raczej "socjalistyczne" (pro-socjalnie) poglądy, a nie leseferystyczne. ALE jestem zwolennikiem "socjalu" bardziej w szpitalach, hospicjach, wobec staruszek nie mających za co wykupić recept, szkolnych dziatek etc., a nie dla napakowanych chłopów, których stac na drogi sprzęt i wojaże, a którzy mają fantazję szukania adrenaliny i chcą się wyżywać w "sportach ekstremalnych". Tu jestem przeciwny nawet darmowemu ratownictwu i darmowemu śmigłu!
3/. Dalsze rozbudowywanie "opiekuńczego państwa" i skomplikowanych "ochronnych przepisów" w naszych mikroskopijnych obszarach wysokogórskich uważam za: a). nikomu niepotrzebne, b). godzące w wolność dorosłych ludzi, c). nieskuteczne, d). bez nadziei na przyniesienie realnego efektu.
Swego czasu, w początkach ery motoryzacji, w Zjednoczonym Królestwie "dla bezpieczeństwa ludzi" wprowadzono przepis, że przed każdym pojazdem mechanicznym (ówczesnym autem) obowiązkowo musi kroczyć mężczyzna z czerwoną flagą...
Co chwilę przez różne fora i media przewlają się nawałnice "udoskonaleń" dotyczące Tatr (bo mnie akurat to interesuje): że należy "zamykać na zimę" (lawiny!), że na Orlej Perci powinna być kilkukilometrowa lina stalowa i obowiązkowe lonże (ludzie tam giną jak muchy), że wspinaczka i chodzenie poza szlakiem jest dewastujące dla przyrody, tu trzeba mieć legitymacje, tam jakieś glejty, filance robią akcje "zero tolerancji" etc. etc. Po prostu chce mi się już tym rzygać.
Lepszy rezultat dałyby tanie i łatwo dostępne szkolenia dla początkujących organizowane przez kluby, np. na zasadzie koleżeńskiej, albo żeby amatorzy adrenaliny mogli łatwo i otrzymać przyjazne koleżeńskie porady w klubach. Przyjazne, tzn. bez dodatkowych komentarzy jacy to oni są durni i że mogą sobie w Googlu poszukać etc.
Do tego jeszcze różni utytułowani, ulicencjonowani i wysoce wyszkoleni Eksperci skakają sobie do gardeł gdzie i kiedy się da, każda ich podgrupa uważa się za "jedyną słuszną", a resztę za durniów. Co zresztą i na tym forum można znaleźć. Dochodzi nawet do procesów sądowych pomiędzy nimi, tylko czekać na rękoczyny (a może już były, tylko jestem słabo poinformowany...?).
A liczba różnych "licencji" w stosunku do liczby potencjalnych klientów na tyle duża, że może dojść do wzajemnego zagryzania się Szanownych Licencjatów i liczba zagryzionych może znacznie przewyższyć skromną liczbę ofiar wypadków.
I tak, poza wycinkiem rejonu Moka i znakowanymi szlakami, ilość wizytantów jest niewielka, prawie zerowa.