laura palmer Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Uważam że potrzebna jest jakaś pośrednia forma między p r a w d z i w y m i wyprawami
> partnerskimi, a wyprawami z przewodnikiem. Ale w tej formie, w jakiej teraz to jest możliwe,
> powstaje luka, która umozliwia np. to, że jakiś niedorobiony górołaz mitoman o wygórowanym
> poczuciu własnej wartości założy tez sobie taką "organizację", zbierze grupę naiwniaków,
> co będą w niego wierzyć jak w boga i ktoś zginie.
No właśnie: taka forma MUSI istnieć.
Z punktu widzenia prawnego to o tym czy dany czyn jest karalny, czy nie może decydować czy ktoś pobrał opłatę czy nie. Ja nie mogę "operować wyrostka" ani za darmo, ani za pieniądze, bo tego nie potrafię, i klienta bym taka operacją uśmiercił... Wtedy możnaby co najwyżej karać za "złamanie prawa o licencjach" (powody finansowe). A tak karać należy za "narażanie życia", a nie za brak legitymacji.
Ściśle "wyprawa partnerska" nigdy nie istnieje - zawsze jeden jest lepszy, a drugi gorszy. Tyle, że lepszy powinien się odpowiednio do tego zachowywać, a gorszy powinien też o tym wiedzieć i w razie czego powiedzieć "nie". TOPR w kronikach nie raz opisywał wypadki "na podejściu" - dwóch partnerów dymało w ścianę i nikt nie chciał pierwszy poprosić żeby się związać. Aż w końcu ten słabszy odpadał i była "akcja ratnkowa". I kogo tu wsadzić za taką głupotę?? Chyba całe "środowisko", ktore takie zwyczaje lansuje...
> ALE CHCĘ, ŻEBY NA RYNKU ZOSTALI TYLKO CI DOBRZY.
> trzeba obmyślić jakies metody selekcji tych firm. ale jeśli jest to niemożliwe, to jakie
> wyjście zostaje?
To raczej jest niemożliwe. Przecież nawet licencjonowani przewodnicy/instruktorzy popełniają poważne błędy.
Jeśli ktoś NIE podaje się za przewodnika, a tylko zapewnia logistykę + ewentualne towarzystwo, to nie ma w ogóle o czym gadać.
Jeśłi podaj się za licencjonowanego przewodnika, a nim nie jest =- to sprawa prosta, tak jak (o ile dobrzez zrozumiałem) w przypadku Sławomira R. z Blanka. I to nawet wtedy gdy nie pobiera opłaty - oszukuje ludzi, narażając ich na śmierć.
Jeśłi natomiast przysłowiowy Stachu mówi Heniowi, że jest "superłojant" a nie ma o tym pojęcia, to sprawa jest formalnie nie do załątwienia - nie da się posadzić kogoś za mitomanię...
Jedyne rozwiazanie jest takie,
żeby Heniu miał olej w głowie i nie szedł za Stachem (bez względu na jego licencje) jak "owca na rzeź". Do tego jest edukacja, kluby, koledzy klubowi, którzy są sympatyczni i chętnie mniej doświadczonym kolegom pomagają etc. Jak Heniu będzie miał olej w głowie to przepisy niepotrzebne.
Dlaczego w ogóle taka klientela istnieją? Moim zdaniem dlatego, że nie mogą sobie znaleźć klubów/kolegów z którymi mogliby na takie wyprawy jeździć za darmo, a na licencjonowane wyjazdy ich nie stać. Kropka.
Poza tym w górach ktoś się czasami musi zabić - wszystko jedno czy idzie z instruktorem licencjonowanym, Stachem, czy solo. I nie ma z czego robić wielkiego szumu. Lepiej w górach niżna raka :)
> Gdyby była taka sytuacja, że ja jadę z taką wyprawą na jakąś górę, chcemy iść, ale
> lider nie czuje się siłach, idę sama na własną odpowiedzialność. Że na wlasną
> odpowiedzialność - to jest jasne, już zanim wyprawa się zacznie. I załóżmy że spadłabym
> ze szczytowej grani. Nigdy w życiu, jako trup, nie chcialabym, żeby ten lider teraz z powodu
> mojej samodzielności musiał ponosic jakieś konsekwencje.
> WSTAŁABYM Z GROBU, ŻEBY GO WYBRONIĆ.
Dokładnie tak samo uważam.