TomaszKa Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> jestes pewna, iz to wlasnie naiwni obcokrajowcy
> przynosza zyski ukrytemu przedsiebiorcy? To raczej
> odwrotnie, Bogus eksportuje polskich naiwniakow na
> wschod, w czerwone klimaty rosyjskich licencji na
> zabijanie.
Niezupełnie.Jeśli już mówimy o eksporcie przez BM na wschód - to akurat polscy naiwniacy - w tym ja - są zadowoleni. Zachodni naiwniacy natomiast robią wielkie oczy.
"wyprawa partnerska" - to by była, jeśli BM jeździłby sam na sam z kimś w góry. Bo jest on akurat bardzo dobrym partnerem. Jednak partnerską być przestaje z powodu odsetka przypadkowych ludzi, których nie można nazwać partnerami. Na wyjeździe z BM nie spotkałam tego odsetka, ale nie było to moje pierwsze doświadczenie z "wyprawami partnerskimi". Pochodzę z północnej Polski i 7-8 lat temu nie znałam nikogo, z kim można by pojechać w góry. Wielki błąd, jaki kiedyś popełniłam w tej materii to był tzw. "annapurna klub" i nieudana "wycieczka" na Elbrus, o której zresztą wspomina Ania Barańska w swoim cv. to była po prostu całkowita porażka!!! Ale nie z powodu braku zainteresowania ze strony osoby prowadzącej. Raczej odwrotnie: to był nadmiar zainteresowania. Nie było możliwości samodzielnie podjąc jakiegokolwiek kroku, podczas gdy "lider", a konkretnie "liderka" był jak sparaliżowany, 2 tygodnie nic tylko rzygała a my tam warowaliśmy jak jakieś dupki w namiotach pod prijutem 2 tygodnie. taka była presja silna "nie możecie iść nigdzie sami i już".
Natomiast, pka odstrasza cwaniacką nazwą, ale poza tym funkcjonuje bez zarzutu. Przynajmniej jeśli chodzi o moje doświadczenie. BM, może na nizinach dziki człowiek, nieokrzesany, w górach jest po prostu idealnym partnerem, który na pewno wyjdzie z pomocą w razie potrzeby, nie panikuje, jest odpowiedzialny i prawie nie choruje wtedy, kiedy nie powienien. I uważam, że w pełni zasługuje na te parę dolców, co mu zostaje z organizacji wyprawy, chociażby dlatego, że on już na tej górze był, jemu to ona o kant dupy rozbić, a mi ta jego wiedza "byłem tu" jest całkiem przydatna i te parę dolców chętnie zapłacę za to, że mi powie co będzie za następnym zakrętem i gdzie najlepiej rozbić obóz, gdzie w tamtym roku zeszła lawina, gdzie ktoś spadł z nawisem itd. Przewodnika nie potrzebuję, to by było dla mnie wręcz obraźliwie, gdyby ktoś - jak przewodnik - chciał mnie prowadzić za rekę i rozkazywać kiedy wolno mi sie wysikać;). Ale "wujek dobra rada" bardzo jest przydatny.
Tak więc nie powinno się wrzucać wszystkich tych "organizacji" do jednego worka. Potrzebne by było dodatkowe kryterium, analiza konkretnych przypadków.
Zważcie też, że BM nie łapie zwykłych naiwniaków - im więcej tym lepiej. jeśli na coś trudnego zgłosi sie chętny bez zimowego kursu taternickiego, to najpierw robią tam jakieś testy, nie testy, mitingi, szkolenia, ja akurat nei byłam na nich, to nie wiem jak to wygląda czy i rzeczywiście jest tam jakiś odsiew, ale wiem że coś w ogóle robią w tę stronę. Natomiast wiele "agencji" rzeczywiście leci na ilość. I wtedy zamiast "partnerów" możesz z debilami pojechać.
>
> Dodatkowe zabezpieczenie dla ewentualnych,
> przyszlych, zachodnich klientow, stanowia sady. Te
> normalne zachodnie, w ktorych miejscowi prawnicy
> zjesc moga Bogusia na sniadanie i bez przezuwania.
Możliwe. Ale jeśli się potknie. Do tej pory mu się to - na szczęście - nie zdarzyło.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2009-07-16 14:57 przez laura palmer.