$więty Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Licencjonowany przewodnik ponosi odpowiedzialność
> zawodową a dyletant nie.
Sorry, ale to jest demagogia.
1/. Nie ma możliwości "formalizacji" chodzenia po górach - czy jak rzeczony Stachu postawi Heniowi flaszkę to jest "komercja" czy jeszzce nie? A jeśłi zafunduje Heniowi dobry sprzęt, bo Stachu jest zamożny, a Heniu biedny? etc.
Taka formalizacja to jest myślenie w stylu "radzieckiego systemu stiopni mistrzów sportu". Tyle że wtedy robiono to z pobudek "ideowych", a obecnie pobudki są komercyjne pod płaszczykiem "altruizmu".
2/. Demagogią jest mieszanie do tego problemu dzieci. Odpowiedzialność opiekunów za dzieci to jest odrębna sprawa, odrębne przepisy i góry mają tutaj najmniejsze znaczenie - więcej dzieci się rocznie topi albo ginie w wypadkach drogowych!! Opieką nad dziećmi w szkołach powinno się zajmować Min. Edukacji, któremu szkoły podlegają.
3/. Osoby powołujące się na rzekome "wielkie konsekwencje" czekające na posiadaczy licencji niech mi podadzą KONKRETNE przykłady takich przypadków. Ja znam kilka przypadków wypadków śmiertelnych w Tatrach z udziałem licencjonowanych przewodników i nie spotkałem się w żadnym z poważnymi konsekwencjami!!
4/. Dorosły człowiek wg mnie ma prawo iść z kim chce i gdzie chce, a jak chce komuś zapłacić, to też ma prawo. A nawet ma prawo się zabić (choć sto lat temu karano więzieniem próby samobójcze). Jeśli ktoś ma taką straszną wewnętrzną potrzebę "chronienia ludzi przed niebezpieczeństwem" to dlaczego nie być konsekwentnym i w ogóle zakazać wstępu w góry?? Przecież powszechnie znany jest wypadek jak licencjonowany instruktor PZA zginął na Mięguszu razem z kursantami - ergo takie działania są śmiertelnie niebezpieczne. To konsekwentnie niech też będą "Polizeilich verbotten"...
5/. Podawane tutaj przykłady w ogóle sa nie a propos -- np. w wypadku na Matterhornie nie uczestniczył żaden przewodnik - licencjonowany, ani nielicencjonowany! Była tam grupa dorosłych ludzi, z których żaden nie "zarabiał na górach". Więc przykład jest jak kula w płot i żeruje tylko na niewiedzy czytelników. Tak samo niekomercyjna była wycieczka na Rysy (patrz #2).
Przykładem ewidentnej "nielicencjonowanej agencji" jest agencja Pawłowskiego, ale tego przykładu akurat szanowni krytycy boją się ruszyć... Co więcej, Pawłowski występował swego czasu w TVN potępiając "nielicencjonowanych przewodników"!
Cały problem zaczął narastać od momentu jak zaczęto wydawać "licencje", a równocześnie grupa ludzi uznała, że na chodzeniu po górach można nieźle zarobić!