Mam taką jedną znajomą, co się wspinała prawie do samego końća ciąży. Świaczy to o braku odpowiedzialności jej i jej chłopaka, który po prostu powinien ją upomnieć, żeby wyhamowała. Ona się zaczęła wspinać jak go poznała i mam wrażenie, że wspinała się tylko po to, żeby mieć okazję się z nim spotykać. A on, to jest taki koleś, co jak mu się dziecko rodziło, to myslał tylko o jednym: żeby broń boże życie mu się nie zmieniło i dalej mógl tyle samo się wspinać, a nie siedzieć w domu i robić za niańkę. Kiedy baba już miala skurcze 4 razy na minutę, to on mówil: poczekaj, pojedziemy do szpitala, jak skończe robić grilla i zjem se rybkę.
A ona myslala chyba, głupia, że o wspinaniu to on wszystko wie i że jeśli nie można się wspinać w ciąży, bo brzuch ściśnięty, to czy tamto, to on jest na pewno wie i powie. Mówi się, że niby poprawia ukrwienie, no.. ale .. bez przesady, z takim wielkim brzuchalem.. ledwo chodzi, a urząż zaklada. A w razie wahadla to i wędka nie pomoże. Pizdnie brzuchem w skałe i bajbaj bejbe.
Ale tak naprawdę to nie chodzilo o dobro dziecka, tylko o to, żeby ją jeszcze chciał, bo widział, że ona się wspina i nie przestanie z nim się wspinać, jak urodzi się dziecko. A gdze ona mialaby znaleźć drugiego faceta teraz? Trudno, trzeba się wspinać.
I tak zaraz po urodzeniu dziecka zabierali je, malutkie w las, pod skałki, a to nocować w aucie po drugich jazdach pod skalki.
Tak myślę, że ja miejscu jej malej dziewczyki, ja bym znienawidziala skalki za to, że od maleńkości mnie po nich ciągają, zamiast dac spokojnie pożyć.
Na szczeście dziewczynka jest bardzo spokojna i prawie nie płacze. Zobaczymy co powie jak urośnie i się dowie co mama wyczyniala z nią jak byla w brzuszku.