Książki nie czytałem, ale ze wspinaniem miałem jako taki kontakt. Pozwolę sobie na krótki komentarz.
"A w książce pani Nizinkiewicz jest chaos. To nie ona kontroluje jej przebieg, lecz daje się prowadzić fabule, co jest wielkim błędem. Przypomina to serię rozpaczliwych strzałów, wykonanych w nadziei, że następna też będzie klama."
Zwykle tak właśnie wygląda wspinanie OS na limesie własnych możliwości. Takie rozpaczliwe ruchy na OS-ach to najpiękniejsze przeżycia jakie mnie we wspinaniu spotykają. Tak właśnie przesuwa się granicę własnych możliwości. Wspinanie bez znajomości, podobnie jak większość wspinaczy cenię sobie najbardziej.
"Jeśli chcesz stworzyć drogę o określonej wycenie, to nie idziesz "jak puszcza", tylko tak, by tę założoną wycenę utrzymać. I trzymasz się konsekwentnie swego zamierzenia. Analogicznie jest z literaturą."
Zawsze idę tak jak puszcza. Nie omijam chwytów i ich nie cementuję, żeby "założoną wycenę utrzymać".
Wnioskuję, że znasz się na literaturze trochę lepiej niż na wspinaniu. Z punktu widzenia wspinacza te porównania nie brzmią zbyt wiarygodnie.