Ja bym do tego podszedł nie od strony prawa autorskiego - bo tu akurat jest wszystko jasne, tylko powiedzmy, od zasad dobrej praktyki wspinaczkowej.
Przewodniki często robione są przez ludzi, którzy mają swój udział w eksploracji rejonów, reklamy promują lokalne ścianki i sklepy wspinaczkowe, knajpy, campy itp. - taki przewodnik to przecież forma promocji rejonu, no i często zasad w nim obowiązujących. Uważam, że dobrym zwyczajem jest kupowanie przewodników na miejscu. Czasami jest to załamka - zwłaszcza u Franoli przewodniki wydają mi się mocno przeciętne - długo będę pamiętał 30 euraczy wydanych na mega-beznadziejny przewodnik po Seynes, Russan i okolicach. Ale tak czy inaczej, lubię mieć swój przewodnik po rejonie - wrzucam to w koszt wyjazdu.
A teraz kserowanie i udostępnianie przez neta. Moim zdaniem nie ma problemu z pożyczeniem przewodnika od znajomego, zrobienia kserówki i na tej podstawie zaplanowania wyjazdu. Na miejscu kupujemy przewodnik, ale nie tracimy dni wspinaczkowych na bieganie po sklepach, tylko korzystając z resta nabywamy oryginalne dzieło. Skanowanie i wrzucanie zasobów do sieci moim zdaniem tu nie pasuje. Jednak grupa znajomych to nie potecjalne kilka tysięcy przyklejonych do neta wspinaczy;)
Inna sytuacja to wyczerpanie nakładu przewodnika lub jego niedostępnosć. To się akurat czasami zdarza. Wtedy też nie miałbym oporów przed wrzucaniem dobrego skanu do sieci.
Myślę też, że uproszczone topo niektórych najbardziej popularnych rejonów powinny być dostępne w sieci za darmo. Idealnie rozwiązane jest to na Franken - na stronie jest komplet pdf-ów z rysunkami poszczególnych skał, jak jedzie ktoś na 2-3 dni - to nie ma problemu żeby sobie kilka stron wydrukował. A większośc i tak nabywa przewodnik. Co ciekawe, nowe wydanie ukazuje się średnio co dwa lata (2 tomy) i chyba na problem ze sprzedażą nie narzekają. Inna rzecz, że przewodnik jest wzorcowy. Tylko, że obawiam się, że u nas jeszcze do tego nie dorośliśmy. Umieszczenie w necie pełnego topo np. Jury zarżnęłoby rynek przewodników - bo wszyscy by drukowali to na służbowych drukarkach i papierze, a przewodników by nikt nie kupował;)
Strasznie mnie wkurza, jak np. pod Dupą Słonia czy na Ostańcach widzę pokserowane przewodniki. Żeby to jeszcze była niedostępna Kobylańska..
pzdr
jodlosz