Po pierwsze: weryfikacja jest potrzebna, a nawet konieczna i powinna obejmować umiejętności czysto wspinaczkowe, a także sprawy związne z poprawną asekuracją, autoratownictwem, etc. Zgodzicie się chyba, że nie powinien szkolić człowiek, który skończył swoją edukację na asekuracji przez ciało i zjeździe w kluczu. Ale bez przesady z tym podnoszeniem poprzeczki w pokonywaniu trudności. Instruktor powinien poprawnie pokazać wszystkie techniki wspinaczkowe, ale może to spokojnie zaprezentować na drogach V-VI. Jest wtedy szansa, że kursant na tych samych przechwytach to wszystko powtórzy.
Po drugie: absolutnie nie zgadzam się, że należy zaniechać bądź ograniczyć szkolenie z technik asekuracyjnych, węzłów, budowy stanowisk, etc. Wystarczy przejść się po ściankach i podejść pod skały żeby zobaczyć, że większość asekuruje fatalnie. Chodzi mi tu wyłącznie o podstawowe techniki asekuracyjne a nie np. o wspinanie się na własnej protekcji.
Niektórym łatwo jest wyrażać sądy o tym że asekuracja to prosta sprawa,bo oni sami nauczyli się tego błyskawicznie. Możliwe, bo byli ambitnie. Ale prawda jest taka, że wiekszość ludzi przychodzi na kurs zielona i instruktor MUSI w ciągu 7 dni zapewnić im tyle umiejętności asekuracyjnych żeby w miarę bezpiecznie mogli się wspinać.
Wspinaczka (szczególnie w skałkach i asekurowana ze spitów) może rzeczywiście być mało niebezpieczną dyscypliną, ale pod warunkiem prawidłowej asekuracji wyuczonej na kursie (a nie od kumpla, który wspina się o tygodnia). Ci którzy tego nie rozumieją (patrz powyżej) są delikatnie mówiąc niepoważni.
A bularze którzy prze kursem łoją VI.5 i nie mają zamiaru uczyć się węzełków, lepiej niech zajmują sobie czasu kursem wspianaczkowym, tylko niech idą na kurs bulderingu albo niech wykupią godziny u instruktora, który robi VI.7. I po kłopocie.