McAron Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> mloskot Napisał(a):
>
> > Instruktor oczywiście naumiał żonę zjazdów
> z
> > prusikiem przy nogawce. Ale zaznaczył, że
> > generalnie rzadko używa prusika szczególnie w
> > przypadku szybkich akcji a'la alpejskich (on
> > intensywnie wspina się w Pirenejach), gdzie po
> > prostu brak czasu, więc brak prusa jest wpisany w
> > ryzyko wspinu...i naumiał żonę blokowania
> > zjazdu z liną wokół nogi, itp patentów.
>
> No proszę, a ja to wszystko "osiągnąłem" bez
> brytyjskiego instruktora:-)
Mam wrażenie, że nie kumasz. Nie idzie o to, że instruktor jest brytyjski więc najlepszejszy.
Idzie o pewną obserwację, nazwijmy to, danej szkoły. Co więcej, idzie o kolejną obserwację, która
nie daje mi spokoju: brytyjczycy uwielbiają tzw. health and safety, mam wrażenie, że nawet bardziej niż królową, a z drugiej strony spotykam się z pewnego rodzaju podejściem a'la wrzucenie na głęboką wodę, jawnym pchaniem się w ryzyko, itd. Jako instruktor, gdybym nim był, to bym spinał pośladki do bólu w trosce o bezpieczeństwo kursanta, aby naumiał się i aby naumiał się dobrze, co bym go nie miał na sumieniu. A w opisywanym przypadku, moja żona przygotowuje się do zjazdu a instruktor: jeśli chcesz, czyjesz się niepewnie, itd. itp. to możesz zastosować prusa (shunta, itp.) - i zaraz po tym dodaje - ale raczej nie w większości przypadków, szybkich akcji, itd. to szkoda czasu (węzeł na linie i tak cię zatrzyma) .
Dla wyjaśnienia, jak moja żona chce się czegoś nauczyć nowego odnośnie wspinu, to idzie do instruktora, nawet pierwszych kroków z wędkowaniem nie uczyłem żony osobiście, bo uważam to za błąd. Instruktor powinien być emocjonalnie neutralny, zdolny do opierdolki, potrząśnięcia w razie potrzeby, skupiający uwage kursanta na temacie, a nie na pierdołach trzecich. W sytuacji gdybym to ja instruował żonę, środek ciężkości kursu spoczywałby w innym miejscu niż powinien :-)
Mateusz Łoskot
"Partycypacja w całym tym procesie jest formą tortury"
--Szalony