Mamy 11 listopada, mamy zabitego majora w Iraku i mamy święto, jedno z tych które mój złośliwy kolega ze szkolnej ławy nazywa "nekrofilią narodową".
Dzień po śmierci wojaka czytałem nagłówki gazet, gdzie ze wszystkich stron widziałem słowo bohaterstwo. A więc pytam się was, co to dla was znaczy m.in. w tym konkretnym przypadku.
Dla mnie to jest lipa i bujda na biegunach. Oficer ten pojechał do Iraku na ochotnika. Został zastrzelony jadąc w konwoju i kula dosięgła jego a nie innego z kilkunastu żołnierzy. Dla mnie jest to więc statystyka. Tak jak w dolomitach - strzał kamieniem w czoło i nie ważne czy na drodze V czy VIII. Tam jest to poprostu możliwe i jest wliczone w ryzyko.
Dlaczego więc wszyscy usiłują mi wmówić że to bochaterstwo. To jest wypadek przy pracy! Idą dalej tym tropem spodziewam się że prezydent odznaczy majora Virtuti Militari. Podążając dalej, to rzadkie odznaczenie powinni dostać wszyscy członkowie naszego okupacyjnego kontyngentu łącznie z kucharzami, bo zawsze granat moździeżowy może pierdolnąć w kuchnię..
Co dla mnie jest bohaterstwem: jest nim dizałanie które w wyniku narażenia własnego życia pozwoli ocalić innych. Patrz wypadek Toprowców na Szpiglasowym. Było wiadomo że jest niebezpiecznie ale imperatyw jest ważniejszy i trzeba ryzykować. Jednak nie oznacza to chęci uznania wszystkich ratowników za bohaterów