Starosto; czytam to wszystko od samego początku (choc może nie zawsze uważnie, bo istotna informacja tonie w gównie). Większość postów w temacie to bełkot, więc odpuszczam sobie wszelkie kolejne inwektywy w jedną czy drugą stronę. Najlogiczniej byłoby oczywiście przyjąć opcję: kujemy czy nie kujemy - i sprawę zamknąć, a potencjalnym "obrazoburcom" mordę obijać, gdyby ostatecznie zwyciężyła opcja, że nie kujemy. Była jednak cała epoka kucia i klejenia - i o ile dziś same metody są kontestowane (w moim odczuciu słusznie!), o tyle osiągnięć nikt nie neguje. Dzisiejszych programowych podkuwaczy, podklejaczy i zaklejaczy wychłostano już wystarczająco, by pytać o dopuszczalność takich działań.
W sprawie sławetnej drogi wszystko byłoby OK, gdyby na bieżąco środowisko wraz z informacjami o finalizowaniu drogi otrzymało oficjalną informację o fakcie, że podczas bardzo juz zaawansowanych prób (niebagatelnego przecie projektu) coś się ukruszyło, więc klamkę "zrekonstruowano" i prace kontynuowano. Natomiast wieści jak zwykle ktoś "dobrze poinformowany" puścił niby przypadkiem w obieg, no i wtedy się "rypło". I mnie jako uczciwego człowieka a nie bynajmniej jakiegokolwiek ideologa taki sposób publikacji tego rodzaju informacji zirytował. I nie kontestuję żadnych dokonań Autorów drogi, wobec których mam i szacunek i respekt, natomiast nie dziwię się, że po stylu w jakim problem został upubliczniony, ich morale cokolwiek ucierpiało (nie po raz pierwszy zresztą).