Dla siebie i w stylu na jakim mamy ochotę lub nas stać w sensie możliwości wspinaczkowych, to zwykle robimy jeśli nie mamy sponsorów.
Natomiast jeśli już pojawia się ten problem, że trzeba kasę od kogoś na jakiś cel wydostać - to zaczyna się koloryzowanie. Bardzo często. Takoż i w tym wypadku.
Powiem Ci, że jestem tym zniesmaczona. Jedziesz na turystyczną wycieczkę z jakimś Orbisem, 7vershin, Patagonią czy kimkolwiek innym i mówisz, że tak to właśnie wygląda - ok - twoje prawo.
Nawet zbieraj sobie na to kasę, może ci ktoś da.
Natomiast byłam świadkiem np. następujących wydarzeń: jedzie kolo - oczywiście sponsorowany i będąc w składzie gigantycznej wyprawy twierdzi, że on wchodzi solo. No bez jaj. Solo - że go nikt za rączkę nie prowadzi czy na postronku nie ciągnie? Toż na tej zasadzie wszyscy tam chodzą solo.
Nikt "w tramwaje" się nie wiąże.
A on chodzi cały czas w grupie, wszystko robi w tej grupie, może jedynie do kibla chodzi indywidualnie.
a....udziału nie bierze jedynie w zdjęciach grupowych, żeby czasami sponsor nie zobaczył.
Jesteś w grupie, obozy są postawione - nawet jeśli się upierasz, że z nich nie skorzystasz, co w tej sytuacji jest już trochę dziwactwem - to jednakże są. Wspomniany wyżej - jak najbardziej korzystał.
I w każdej chwili masz wsparcie owego zespołu. Zupełnie inna sytuacja niż jak jesteś zdany sam na siebie.
Albo dwie laski będące również w składzie sporej wyprawy komercyjnej - w większości męskiej - nagle ogłaszają pierwsze wejście w zespole czysto kobiecym na szczyt. Bo co: że szły sobie razem akurat? A obok, za nimi czy przed nimi, pozostali uczestnicy - faceci. Którzy z reguły postawili obozy np.
To dla mnie także nadużycie.
Jeśli idziesz po poręczówkach założonych przez Szerpów innych wpraw na drodze normalnej - która w pewnym sensie stała się szlakiem turystycznym, to mowy nie ma o żadnym stylu alpejskim. I nie należy w ogóle tego pojęcia używać, bo to śmieszne.
A człowiek niech sobie z Bogiem jedzie - życzę powodzenia, bo to fajna góra, nawet tak turystycznie.
I akurat Patagonia jest tam dosyć skuteczna, więc i pewnie wejdzie.
Niezależnie od błędów, które zostały popełnione w moim wypadku w 2010 roku, oraz trwającego sporu w sprawie Everestu - nadal jak się mnie kto pyta, z kim na Amę jechać - to mówię, że z Pawłowskim, lub chociaż w tych terminach w jakich on jeździ ze swoimi grupami. A na 8-mio tysięcznik - z kim nie jechać - odpowiedź jest taka sama.