25 cze 2013 - 14:08:54
|
Zarejestrowany: 11 lat temu
Posty: 39 |
|
Panie Adamie..a jak miały wyglądać słowa Bieleckiego do Tomka?
Czepiacie się wszystkiego, to podchodzi pod paranoje.
W każdym sporcie ekstremalnym, a himalaizm zimowy niewątpliwie takim jest, zdarzają się wypadki śmiertelne. Rzucacie kamieniami w jednego człowieka, a chodzi chyba o to żeby wypracować takie zachowania, które pozwolą na ograniczenie ryzyka i by takie sytuacje zdarzały się jak najrzadziej- każdy kto idzie w góry wysokie wie z jakim łączy się to ryzykiem, a prawdopodobieństwo wypadku jest duże.
Tej wyprawie, z mojego punktu widzenia, wiele można zarzucić, przede wszystkim błędy proceduralne...tych procedur po prostu nie było ( chodzi mi o jasne wytyczne co do składu zespołów i zachowań po zdobyciu szczytu np przez jednego człowieka, co robi reszta, zawraca, czy może realizować swoje osobiste ambicje i kto ponosi odpowiedzialność za ewentualne wypadki, jeśli ktoś postanowi działać poza procedurami) ...to pionierskie wejścia, to pionierskie sytuacje..ale nikomu nie można zarzucić, że działał w złej wierze. A procedury powinny zostać wypracowane, bo w tym momencie to chyba każdy przy, którym zginie inna osoba będzie bał wrócić żywy bo go środowisko zlinczuje.
Ja nie wiem jak powinien zachować się Bielecki, czy mógł zrobić coś inaczej. Było zapewne zbyt mało myślenia o partnerach w tym ataku szczytowym. Ale to nie było przewinienie tylko Bieleckiego, ale pozostałych także. Uśpiła Ich pogoda, dali się ponieść marzeniom, adrenalinie, ambicjom.
Braterstwo liny..rozumiem to całą sobą, ale co w wypadku gdy ktoś podejmuje świadome ryzyko i idzie dalej w momencie kiedy powinien zawrócić, a ja nie jestem w stanie iść dalej z tą osobą? Czy to będzie moja wina, że nie wróci?
Pozdrawiam
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty