ŁowcaJeleni Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Rozumiem. Czyli dla Ciebie:
> - z założenia idziemy wg A ("nawet w łatwym
> terenie zawsze wszyscy razem"),
> - ale dopuszczasz sytuację C ("w łatwym terenie
> rozwiązujemy się i każdy idzie swoim tempem i
> na własne ryzyko") pod warunkiem, że zostanie
> wyraźnie zakomunikowana i ewentualnie omówiona w
> grupie?
>
> Wybacz, że tak wypytuję, bo dla mnie to akurat
> oczywiste, że w łatwym terenie każdy leci już
> swoim tempem, nawet w Tatrach czy Alpach. Ba,
> jeśli schodzimy łatwym terenem po skończeniu
> drogi, to nie mam pretensji, jeśli ktoś wręcz
> zbiegnie przede mną. Byle miał ze mną jako taki
> kontakt. Analogicznie jeśli po skończeniu drogi
> trzeba do szczytu przedreptać turystyczną
> granią albo nawet szlakiem to nie mam pretensji
> jeśli partner naprawdę mnie odsadzi. I vice
> versa.
Ciągniesz mnie za język... No trudno.
Trochę nie chcem a trochę już przecież zacząłem, zaznaczam dla jasności - mój MAX to 4810, staż górski coś jak 27 lat.
Po pierwsze mam problem w jaki sposób Twoje A i C wyżej nawiązuje do a) i c) z pierwszego posta, jakiś związek może jest, ale starasz się być "konkretny" a już użyłeś innych słów dla określenia "postaw opisanych literkami".
Więc raczej odrywając te powyższe "A i C" od "a i c" z pierwszego posta, to mógłbym się z pewną potrzebą doszczegółowienia zgodzić z tym "A i C"
Pozwolę sobie po swojemu.
Dla mnie co do zasady dość bezwzględnej obowiązuje: X: "wyszliśmy razem -> wracamy razem".
Oraz chociaż jest to mniej oczywiste i mniej dogmatyczne: Y: "tempo dostosowujemy do najwolniejszego".
To drugie jak zauważyłem jest dziś honorowane niezmiernie rzadko, sam napisałeś że dla Ciebie jest oczywiste, że w zasadzie nawet to nie obowiązuje. Dla mnie to już takie oczywiste nie jest.
Ale nie rozpisując się nadmiernie: zapewne wyprawy w Himalaje to nie to samo co wycieczka amatorów na Czerwone Wierchy i zapewne wymagają bardziej "praktycznego podejścia".
To wyżej to takie "ogólniki", a Ty pytałeś o konkretną sytuację. W tej konkretnej sytuacji rozumiem tak, że gdzieś od RockySummit Bielecki nie zgadzał się wewnętrznie z oceną Berbeki, czy też uznał, że Berbeka pakuje zespół w tarapaty nie poinformowawszy jak dowódca na wojnie (gdyby Berbeka albo dowódcy na wojnie mieli taką możliwość): "panowie, jeśli nie zawrócimy możemy zginąć, kto ze mną a kto chce zawrócić?".
Tak rozumiem z tego co napisał sam Bielecki, nie wiem, czy słusznie. I tak rozumiem, że coraz bardziej dochodził do przekonania, że zostawi resztę zespołu i zacznie biec do szczytu i ze szczytu. A jeżeli tak było jak rozumiem, to powinien jasno i wyraźnie zakomunikować Berbece, żeby od tej pory nie traktował go jako członka zespołu. W tej jednej sytuacji, poczucia zagrożenia życia wskutek decyzji lidera którą uważał za błędną, mógłbym uznać takie "prawo wypowiedzenia >>mojego X i Y<<", ale "wprost, jasno, werbalnie", bo w całej ocenie sytuacji Berbeka powinien mieć możliwość uwzględnienia "rozpadu zespołu", czego zakładać nie musiał, licząc na powszechne obowiązywanie "mojego X".
To "werbalne wypowiedzenie" w tej konkretnej sytuacji uznałbym za "zachowanie minimum przyzwoitości", ale proszę traktować to jako jakąś "ostateczność ostateczności" usprawiedliwioną przekonaniem o nieakceptowanym wcześniej powstaniu zagrożenia własnego życia wskutek decyzji innych, ale niekoniecznie zwalniającą z automatu z odpowiedzialności moralnej za pozostawionych partnerów. Co do zasady obowiązują X i Y, wyjątki są wyjątkami i dotyczą absolutnie wyjątkowych i "ostatecznych" sytuacji.
Pozdrawiam!
Gruby
Picie alkoholu szkodzi zdrowiu! Moje wypowiedzi na forum, w szczególności wyrwane z kontekstu lub odczytywane niewyraźnie przez osoby nietrzeźwe, nie są spożyciem.