$więty Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> > Proponuję jeszcze raz przeczytaj dokładnie
> relację Bieleckiego
>
> Są też inne relacje, informuję.
> W$
Tak, poczytaj relację zespołu wiele wyjaśnia:
[
off.sport.pl]
"Czwórka himalaistów rozłączyła się już w drodze na szczyt i pomiędzy pierwszym a ostatnim zdobywcą było 40 minut różnicy. Himalaiści schodzili ze szczytu kolejno, zaraz po jego zdobyciu, bez oczekiwania na pozostałych."
Nikt na nikogo nie czekał - każdy schodził sam, nie tylko Bielecki - równie dobrze można oskarżyć Małka, że zostawił kolegów, a Berbekę, że zostawili Tomka samego. Taką podjęli decyzję, tak realizowali atak. Pytanie dlaczego? I czy tak powinno to wyglądać? I to jest kluczowe pytanie na kolejne wyprawy!
"Oczekiwanie w warunkach zimowych na tej wysokości nie jest możliwe - grozi wychłodzeniem, hipotermią i innymi następstwami zdrowotnymi. Czekanie powiększałoby niebezpieczeństwo dla całego zespołu. W drodze na szczyt żaden ze wspinaczy nie zgłaszał oznak słabości. Również cofnięcie się pod górę, po wolniejszych towarzyszy w warunkach zimy na wysokości, po kilkunastogodzinnym ataku szczytowym, jest bardzo trudne i niezwykle ryzykowne.
Mimo wydawałoby się późnej pory i wejścia na szczyt przez pierwszego zdobywcę (cel wyprawy osiągnięty - szczyt zdobyty), atak kontynuowano, choć w imię zasady „trzymania się razem” mógłby zostać przerwany. Himalaiści mieli prawo do takiej decyzji - obiektywnie warunki i prognoza były bowiem wyjątkowo sprzyjające."
Dlaczego nie zawrócili? Cel zotał siągnięty!
Dlatego, że każdy chciał zdobyć szczyt, mimo tego, że cel wyprawy został siągnięty, a Ty piszesz tylko o egoizmie Bieleckiego.
"Temperatura wynosiła od minus 29 do minus 35 (w nocy), było prawie bezwietrznie, całkowicie bezchmurnie, przy pełnej, niezakłóconej widoczności. W tak, jak na zimę, doskonałych warunkach do wspinaczki, szanse powodzenia były ogromne.
Niestety, po zdobyciu szczytu u Tomasza Kowalskiego nastąpiło najprawdopodobniej gwałtowne, niepoprzedzone żadnymi objawami wyczerpanie energetyczne i szybkie zmiany patologiczne związane z wysokością i niską temperaturą. Nie był w stanie schodzić.
Normalnie godzinny odcinek drogi do przełęczy zajął mu 12 godzin, gdzie przypuszczalnie pozostał. Z Tomkiem parokrotnie została nawiązana łączność radiowa. Z Maciejem Berbeką od momentu zdobycia szczytu nie było żadnej łączności."
Jeszcze raz - wszyscy schodzili osobno, dlaczego Maciej nie poczekał na Tomka?
"Maciej i Tomasz nie schodzili razem, nie jest też jasne, czy choć przez moment przebywali obok siebie. Maciej schodził pierwszy, na odległość wzroku od Tomasza, parę razy był przez niego widziany. Również w przypadku Macieja Berbeki można przypuszczać, iż doszło do skrajnego wyczerpania energetycznego, w wyniku którego mógł on przy tak dużych trudnościach technicznych wpaść do szczeliny lub spaść w przepaść (w dniu 6 marca w godzinach porannych po ekstremalnie trudnej nocy spędzonej bez jakiegokolwiek sprzętu biwakowego na wysokości około 7700 m, gdzie był widziany ostatni raz)."
Ja zamiast oskarżać kogokolwiek poczekam na komunikat komisji, bo moim zdanie błąd został popełniony w momencie decyzji, że Wszyscy wchodzą na szczyt. I tutaj bardziej niż Bieleckego miałbym zastrzeżenie do kierownika wyprawy i do Macieja, bo byli najbardziej doświadczeni i to oni podejmowali decyzje, ale tak jak piszę, poczekajmy na ustalenia komisji.
EDIT: literówki
FB --> "Mali Wspinacze"
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-06-18 10:22 przez Passenger.