ŁowcaJeleni Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Ale jest też jedna zasada o której wielu
> zapomina: liczy się przede wszystkim dobro
> całego zespołu, a nie ambicjonalne cele jego
> uczestników.
>
> Nawet jeśli mimo poźnej pory, zmęczenia i
> wychłodzenia postanawiamy zaryzykować i
> spróbować zdobyć szczyt, jeden z uczestników
> dzięki lepszej taktyce i kondycji odsadza nas w
> łatwym terenie na podejściu w górę o
> kilkadziesiąt minut, zdobywa szczyt dla wyprawy i
> schodzi, to natychmiast wszyscy odpuszczamy i
> schodzimy razem, dbając o tych najsłabszych. W
> tej sytuacji dalsze próby zdobycia szczytu i
> oczekiwanie, by ten najszybszy i najlżej ubrany
> na nas czekał jest narażaniem go na zbędne już
> dla wyprawy niebezpieczeństwo.
>
To wszystko logiczne co piszesz i może w tej sytuacji wszyscy by żyli. Ale czy przy tym rozumowaniu można w ogóle powiedzieć że tam wspinał się zespół? Bo dla mnie zespół tworzą ludzie, którzy razem chcą gdzieś wejść i zejść. Może im się to nie udać, może nawet się rozdzielą, ale planują i przygotowują wszystko tak, żeby udało im się razem. Jeśli natomiast ktoś tworzy własną, indywidualną strategię/taktykę to nie wiem, czy tam jeszcze jest zespół. Być może tak już w górach wysokich ludzie robią (nie mogę ocenić z autopsji), ale tak czy inaczej podważa to moim zdaniem ideę zespołu.
A swoją drogą jeśli rozpoczęliby zejście tak jak piszesz wraz z powrotem AB ze szczytu, a w trakcie tego zejścia okazałoby się, że ktoś schodzi 2x wolniej niż najszybszy AB, który z powodu lekkiego odzienia nie może zwolnić to też pojawiłby się problem. Zdaję sobie sprawę, że przeszedłem od konkretów do gdybania ...