A ci którzy wchodzą na Everest (albo przynajmniej próbują) za dziesiątki tysięcy baksów? Im też się nie chce organizować wyprawy. Tak więc czy to Matt czy Everest zawsze znajdą się chętni, żeby ktoś ich tam za rączkę poprowadził. A czy środowisko się na to godzi i akceptuje to nie ma znaczenia. To chyba tak samo jak z pijanymi kierowcami - maja w dupie to, że kogoś zabiją, jednak trzeba coś z tym zrobić. Całe szczęście, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł K-2 albo Cerro! Ale w IV RP wszystko jest możliwe!:)