Denturat do kuchenki byl - bo butle na gaz byly niedostepnym rarytasem. Nie wiem jakim cudem, ale nigdy sie to nie rozlalo w plecaku. Dykty nie pilem, za to jeszcze w liceum kolezanki (jak bylem juz niezle naprany na jakiejs dyskotece) daly mi cos do zapicia, zeby rodzice nie poczuli jak wroce do domu. Fakt. Nie poczuli. Ciezko sie przebic z jakimkolwiek zapachem przez perfumy ktore lyknalem wtedy :-). Za to jak beknalem to czuc bylo wiekim swiatem. I kac jakis inny byl o ile pamietam.
A jeszcze z beczki tego jak ludzie fajnie zwiedzaja tatry. Mam kolesia, ktory twierdzi, ze po pijaku przeszedl jednego dnia Orla. Jakos mu nie wierze, ale to dobry znajomy, to JUZ sie z nim o to nie spieram. Tylko ciagle mnie zastanawia czy to prawda. Bo z jednej strony wiem jak koles chla i wiem, ze po pijaku doszedlby co najwyzej do pierwszej lawki na placyku przed Murowancem a z drugiej jest czlowiekiem nietuzinkowym i hgw jak bylo. Sam zreszta twierdzi ze niewiele pamieta wiec i trudno to zweryfikowac. Paprykarz byl niezly. Kiedys go jadlem kilka dni z rzedu bo z Zakopca jechalismy z kumplem do Rumunii a tam szly niezle nasze zupki w proszku wiec oszczedzalismy torebki wpieprzajac tego paprykarza... I w ten sposob eskapada w Tatry sama sie zwrocila.