Ja generalnie myślę o wspinaniu w aspekcie technicznym np "gdzie do cholery jest ten stopień" albo "no qrwa ktoś to zrobił on sightem czyli musi się dać czyli trzeba tylko znaleźć sposób" albo "ale zjebałem, trzeba było złapać tak (albo śmak, srak itd.)", albo "skreślam, skreślam" (to metoda Silvy na wymazanie z głowy popełnionych właśnie błędów). Ale zdarza mi się też czasem gonitwa myśli, choć głównie na tematy para-wspinaczkowe. Np; czy on asekuruje-qrwa znów mi nie podał liny-ale śliski ten stopień, nie uda się-co się qrwa nie uda, musi się udać-dlaczego nie wierzę że mi się uda-bo się za dużo z cipami zadaję-ale jak tu gejoz unikać-trzeba by się teleportować do hameryki, albo nie wspinać się (bo wszyscy wspinacze to pedały)-ale tam też jest mnóstwo cip, może więcej niż w Polsce-i tak dalej.
O rzeczach innych niż wspinanie to myślałem tylko przy przejściach na żywca (teraz nie żywcuję), np; ło qrwa ale te codzienne problemy są błahe - teraz mogę się zajebać i to wszystko nie ma znaczenia. No takie ogólno-filozoficzne.