wube Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> zmęczony zespół 2-os. (po kilku dniach akcji
> górskiej do 7800), bez pomocy z zewnątrz, 6500
> zimą, cięższy partner wpada na 50 m do
> szczeliny (cała długość liny?), odnosi jakieś
> lekkie urazy.
>
> na pierwszy rzut oka brzmi to jak wyrok
> śmierci...
>
> Trudno mi sobie wyobrazić skuteczne, efektywne
> autoratownictwo przy podobnej "wpadce" w
> dwójkowym zespole na zwykłym lodowcu alpejskim,
> na świeżo. Zadziwiające, ciekaw jestem
> szczegółów. Pełen szacunek dla Elizabeth
> Revol.
"obijałem się o ściany i jakimś cudem ten lot skończył się po 50 metrach, a ja żyłem - mówi Mackiewicz."
" Nie było szans, żebym wyszedł stamtąd sam. Wyciągnęła mnie Eliza."
Raczej nie traktowałbym tej relacji dosłownie. Bo pewnie ani to nie było 50 metrów (w takich chwilach odczucia są często bardzo różne od rzeczywistości, szczególnie gdy opowiada się na gorąco), ani Elizabeth nie wyciągała Tomka sama (w sensie, że bez jego czynnego udziału).
Tomek doszedł potem do bazy na własnych nogach, więc był w miarę sprawny.
Tak czy inaczej podziwiać należy hart ducha i gratulować fartu .. :-)
Pozdrawiam,
ako