Panie Macieju, myślę, że trochę już Pan "nadinterpretuje". Po pierwsze, ludzie na tych wysokościach naprawdę nie myślą już tak precyzyjnie i racjonalnie. Ja sam byłem co prawda tylko na ok. 7200, ale pamiętam, że już na tej niskiej stosunkowo wysokości moje procesy myślowe przebiegały bardzo ociężale (np. nie byłem sobie w stanie przypomnieć, czy już się połączyłem z bazą, czy jeszcze nie). Dodatkowo, w przypadku tych ludzi, którzy zdobywali Broad Peak, dochodził jeszcze - jak sądzę - bardzo silny stres sytuacyjny, wywołany późną porą, no i poczuciem wielkiej niewiadomej, co ich czeka w zejściu i czy w ogóle dadzą radę zejść (coś w rodzaju zwykłego ludzkiego strachu, Pan się nigdy nie bał?). Więc nie wiem, czemu Pan się tak uparł na to, kto ile czasu wymieniał baterie czy przestrajał radio i czy mógł to robić szybciej czy nie mógł. Co to w ogóle za pytania? Wiadomo, że zdjęcie rękawiczek na 8 tys. metrów w temperaturze odczuwalnej pewnie mocno poniżej 30 st. (już po zachodzie słońca albo w trakcie zachodu), to prawie natychmiastowa utrata czucia w palcach (to nawet w Tatrach ma Pan to jak w banku). Ma Pan jakieś inne doświadczenia? To może niech się Pan nimi podzieli, zamiast "rozliczać" ludzi, działających jakby nie było w sytuacji ekstremalnej (ekstremalnej "fizjologicznie" i - może nawet bardziej - ekstremalnej psychologicznie), że coś robili za wolno, albo że robili niedokładnie, albo że nie tyle czasu, ile powinni itd. itp. Naprawdę, jest Pan pocieszny.