Zobiłem Vikinga (idealna droga na początek w dolinie, daje też pojęcie z czym to się je - lepiej jej nie bagatelizować, bo problemem jest nie tyle sam wspin, ale długie podejście i powrót do schronu) oraz Madness Tres Mince (tu b. dużo zależy od warunków). Jeśli pójdzie wam na Vikingu, tj. poczujecie że macie spory zapas, polecam tą drugą drogę. Z tym, że grubość polewki lodowej wymaga mocnej psychy (jak wskazuje nazwa).
Wbijaliśmy się też w Charlet-Ghilini, ale po połowie drogi wycof. Ta droga jeszcze bardziej wymaga dobrych warunków lodowych - mało której zimy tworzy się sopel w połowie, a jak sie nie utworzy, nie da się praktycznie przejść.
Tu patrz:
[
www.summitpost.org]
Jeśli macie zdrowie to po Vikingu możecie uderzyć na Szwajcarska Deskę - ale to już alpejska przygoda - pomimo relatywnie niskich trudności technicznych.
Choć tak naprawdę na początek zimy w Alpach Argentiere nie jest najlepsze. Sugerowałbym pojechać pod Tacula i zrobić na rozgrzewkę Chéré couloir (dość proste), a potem Gabarrou-Albinoni albo Modica-Noury. I nie patrz na "cyfrę", ale na to żeby się nauczyć wspinać w Szamoniowie. [
www.summitpost.org]
Wielu jechało w Alpy ze zbyt dużymi ambicjami, a potem okazywało się, że za ostro zaczęli i po jednym wyjeździe się zniechęcili. Na początek trzeba się jednak nauczyć jak dojechać na nartach pod drogę, jak pokonac szczelinę brzeżną, co zabrać do schronu i w drogę itd. Wspinanie to tylko połowa problemu ;)
Eddie