Odnosząc się do poprzednich wypowiedzi mam w zasadzie pytanie praktyczne.
Mam taki wiadukcik ok 10m za osiedlem, i tam czasem sobie chodzę powędkować samemu.
Używałem shunta i małpy do autoasekuracji, z tym, że zawsze z 2 żyłami wpiętymi do 2 stanowisk niezależnie. Tj. Jedna do autoasekuracji obciążona na dole, druga swobodnie wisząca do zjazdu po wejściu na górę.
Moje spostrzeżenia w takim układzie lin są następujące:
-Na shuncie łatwiej jest przejść powiedzmy w połowie drogi do zjazdu gdyż nie trzeba go nawet wypinać, wystarczy wpiąć w luźna linę przyrząd zjazdowy (ja używałem do tego jeszcze pętli tzw wysoki przyrząd, żeby nie robić bałaganu na łączniku) lekko się podciągając obciążyć go, wyluzować shunta i zjeżdżamy trzymając shunt za śruby.
-Na małpie różni się to tym, że najlepiej dojść na górę, usiąść/stanąć i dopiero wpiąć przyrząd do zjazdu, potem opiąć małpę i można zjeżdżać. (tu w zasadzie nie potrzebne 2 liny) W sytuacji gdy zatrzymujemy się w połowie drogi do góry nie jest to już takie proste. No chyba że użyjemy dodatkowego szpeju, chociażby prusika z kawałkiem lonży nad małpą, żeby można było w niej stanąć i obciążyć przyrząd zjazdowy przed wypięciem małpy- problem w tym, ze shunt nie musi być zupełnie luźne żeby go odblokować i przejść do asekuracji zjazdu natomiast małpę trzeba bardziej wyluzować i przede wszystkim trzeba ją wypiąć.
Zastanawia mnie fakt (sam na to nie wpadłem) czy mogę zrezygnować z 2 lin i stosować jedną z założeniem ewentualnego przejścia z wspinu do zjazdu przed dojściem na górę ściany, beż wykorzystywania dodatkowego sprzętu. (oczywiście z wykorzystaniem przyrządu zjazdowego)
Chodzi mi o minimalizacje targanego ze sobą szpeju.