McAron Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Bardzo sprytnie i w ogóle. Ja wiążę końce
> razem nie ZAWSZE
Moja procedura chroni mi tyłek.
Odstąpiłem od niej trzy razy:
1. W czasie zjazdu na poręczówce , na lodowcu - zjeżdżający
za mną kolega, dość znany ;) - opieprzył mnie (słusznie) tak,
że do dziś pamiętam. Nie było tam zagrożenia, lina leżała w
bezpiecznym terenie.
2. Gdy z powodu wcześniejszego błędu musiałem rozwiązać węzły.
Pamiętam co czułem krzycząc do partnera, że lina jest rozwiązana.
Groził mu blisko kilometrowy lot.
3. W czasie zakładania mostu na drzewie. Atmosfera piknikowa,
towarzystwo z którym pracowałem w doskonałym humorze. A później
moja, niezbyt mądra, mina i boleśnie stłuczona dupa
> Raz, że takie pechowe sytuacje do jednak duża
> rzadkość,
Możliwość bycia trafionym przez tira marki Scania na skrzyżowaniu
jest równie rzadka.
> dwa - nie są to żadne GŁĘBOKIE kłopoty, a
> tylko konieczność
> dłuższego przebywania na skale w celu poradzenia
> sobie z
> dość banalnym, acz upierdliwym, probleme
> No chyba, że temu panu nie powiedziano na kursie
> jaką procedurę
> należy zastosować w sytuacji, gdy "jedna żyła
> w rysie 10 m. z prawej,
> druga 5 m. prosto w dół na drzewie", a
> samodzielne myślenie nie
> wychodziło mu tak dobrze jak powtarzanie procedur
> :-)
Chciałbym Cię widzieć w tej sytuacji, dla ułatwienia dodam,
że nie masz możliwości podania sobie liny, bo nie ma luzu pod
przyrządem. No, ale o czym ja piszę to przecież banał.
Powodzenia.
Pozdrawiam
Bodziu