bodziu Napisał(a):
> Jeśli zjeżdżam samodzielnie zawsze wiążę
> dwie końcówki RAZEM.
Bardzo sprytnie i w ogóle. Ja wiążę końce razem nie ZAWSZE
ale CZASEM, w porywach do CZĘSTO, zależnie od tego, co
ma akurat sens. Czasem część liny jest już w stanie zwisu,
albo masz linę sklarowaną w taki sposób, że nie opłaca się
przewijać żeby związać końce. Wspinałeś się kiedyś z kimś,
kto nie czuje się tak pewnie jak Ty w operacjach sprzętowych,
albo wykonuje je wolniej? Nie zdarzyło Ci się opuścić partnera
z góry na (prawie) całą długość liny, po czym samemu zająć
się częściowym zlikwidowaniem stanu i zjazdami (na dwa wyciągi)?
Mi się to zdarza bardzo często. W tych sytuacjach (i w wielu
innych też) składanie liny na pół ze wspólnym węzłem na końcu
byłoby stratą czasu. Jest to dobra metoda, ale nie zawsze
potrzebna (notabene, liny miewają oznaczony środek,
co wprawdzie nie jest konieczne, ale ułatwia życie).
> W ten sposób nie mam problemu ze znalezieniem
> środka to raz.
> A dwa w przypadku, gdy akurat zawieje, to lina nie
> zaklinuje mi
> się jedna w środku ściany w rysie 10 metrów z
> prawej, a druga
> na drzewie 5 metrów prosto w dół. A taką
> sytuację nie tylko
> potrafię sobie wyobrazić, ale i widziałem.
> Gość był bardzo głęboko...
> w kłopotach ;)
Raz, że takie pechowe sytuacje do jednak duża rzadkość,
dwa - nie są to żadne GŁĘBOKIE kłopoty, a tylko konieczność
dłuższego przebywania na skale w celu poradzenia sobie z
dość banalnym, acz upierdliwym, problemem.
No chyba, że temu panu nie powiedziano na kursie jaką procedurę
należy zastosować w sytuacji, gdy "jedna żyła w rysie 10 m. z prawej,
druga 5 m. prosto w dół na drzewie", a samodzielne myślenie nie
wychodziło mu tak dobrze jak powtarzanie procedur :-)
Pozdrawiam serdecznie -
Olgierd
Dzięki nauce wylatujemy w kosmos,
dzięki religii wlatujemy w budynki.