Byłem w tym roku w połowie lipca pod Mattem, akurat jak spadł jeden z trójki polaków podczas zejścia (chyba tuż nad górną płytą).
Pomagałem pakować im rzeczy i składać biwak, jego rzeczy pewno też, dziwne i zmuszające do przemyśleń zajęcie.
Pomyśleć, że kilka lat wcześniej stojąc tam na szczycie, myślałem że wart jest wszystkiego, tyle emocję, poezja i czar pięknej góry.
Teraz widziałem coś co trudno ubrać w słowa, ale śmierć z bliska wygląda inaczej niż ta z kultowych książek, tyle życie, ku tym co myślą, że śmierć w górach jest piękna, a gówno w ścianie śmierdzi inaczej, nie śmierdzi inaczej – sorki za dobitność.