I jeszcze małe wyjaśnienie skąd to wszystko - ta niechęć i te przysrywanki. Otóż BS współpracowała z nami przy Azero. Było fajnie - do czasu. Nagle, po wypadku Krzyśka Tretera (niemal śmiertelnym) podesłała nam tekst o lawinach - było to już po tym, jak dostała "jajo", za to że zna się na wszystkim. Odmówiliśmy publikacji, podobnie jak i "Góry", bo tekst był złośliwy i po prostu przeginał - Krzysiek Treter, człowiek rzadkiej uczciwości, leżał w szpitalu, a Beata pisała o nim w ten sposób:
" Jakieś trzy lata temu okazała się rzecz niezwykła - w Tatrach spadają lawiny. (...) Co myśleć o instruktorze PZA, który zabiera ludzi na wycieczkę przy czwartym stopniu zagrożenia, spada z lawiną i ledwo uchodzi z życiem? (...) Wypadki te trudno zaliczyć do sfery pomyłek, jednak żaden z tych ludzi nie poniósł konsekwencji swojego braku odpowiedzialności. "
> nb. tego dnia nie było czwórki, ja wspinałem się na Kotle.
Współpraca zaczęła odtąd trochę szwankować, ale podziękowaliśmy Beacie Słamie dopiero po tym, jak kompletnie poszatkowała nam wywiad z Januszem Kurczabem. Po wyrażeniu naszego oburzenia skwitowała to tak, że musiała to zrobić gdyż "Kurczab nie umie zdania po polsku poprawnie wypowiedzieć". Tego było za wiele i rozstaliśmy się. Od tego czasu jesteśmy, tudzież ja szczególnie, wrogiem Beaty. Sprawa pogorszyła się, gdy Beata S objęła zwolnione stanowisko żony swego byłego męża, którego "kulturalne" wypowiedzi na mój temat mogliście sobie jakiś czas temu tutaj poczytać, czuje się więc w obowiązku atakować każdego, kogo nie lubi jej szanowny ex. A że jest to spora grupa, to kotlet gotowy. Ot, i sedno tej "publicystyki".
Swego czasu car Aleksander, czytając mowy Bismarcka, zanotował na marginesie: "szto-to swinia zadumywajet, bot szto imienno - nieizwiestno". Pewnie będzie to jedna z różnic między Bismarckiem a Beatą S, że jej "zadumywanie" jest bardzo oczywiste.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2007-08-14 14:47 przez paszczu.