pit Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Alez bzdury piszesz, Kominiarzu ;-) Wytykasz innym
> "pseudo-psychoanalize" a sam to zrobiles w
> pierwszej kolejnosci ; a coz to ciebie upowaznia
> do wydawania takich profesjonalnych osadow (ba, na
> podstawie brytanowego newsa)? :)))
To samo, co Ciebie do stwierdzenia, że piszę bzdury.
Ot, wymieniamy opinie. Zresztą mechanizm uzależnienia
od ryzyka został porządnie opisany w mniej lub bardziej
naukowych pismach, a w jednym z artykułów postać
Dereka Hersey'a została podana jako sztandarowy
przykład tego mechanizmu. Mój nieprofesjonalny osąd
pokrywa się zatem z profesjonalnym osądem niejakiego
Paula Robertsa, a pewnie również wielu innych psychologów
(którzy jak powszechnie wiadomo są świrami, i nie należy
ich brać na poważnie:-).
> Zreszta
> dryfujesz troche, odkleiwszy sie w swoim
> tlumaczeniu od poprzedniego twierdzenia ktore
> zakwestionowal Biedrun. Co ma uzaleznienie od
> ryzyka (czy aby nie "za duzo razy ogladales "Lowce
> jeleni"? ;-)) do pogoni za slawa???
Ja nigdzie nie pisałem o pogoni za sławą. Nadinterpretujesz,
albo zwyczajnie się nie rozumiemy. Zresztą to moja wina,
bo pisząc, że "pewnie grałby w rosyjską ruletkę, gdyby go za
to podziwiali" zastosowałem zbyt daleki skrót myślowy - mi
nie chodziło o pogoń za sławą, tylko przyczyny (poza czystym
przypadkiem), dla których spośród wielu różnych ryzykownych
zajęć wybiera się takie a nie inne.
Szukając wyzwań na miarę swoich potrzeb można robić
rzeczy dobre lub złe, wzbudzające podziw lub odrazę.
Jeśli ktoś nie jest socjopatą, liczy się z opinią innych,
i z możliwą do osiągnięcia sławą również się liczy -
nawet, jeśli otwarcie się od tego dystansuje.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że każdy solista
ma w sobie trochę Alaina Roberta a pewnie nawet
Boskiego Dave'a, choć to już by było straszne :-)
> Twoja teoria o
> rzekomym powiazaniu bierze w leb bo jest mnostwo
> ludzi ktorzy soluja "dyskretnie".
Ależ ja nie pisałem o wszystkich, którzy solują.
> Mysle ze ilu
> ludzi tyle powodow, ot co jak we wspinaniu w
> ogole.
Też tak myślę. Aczkolwiek niektóre przypadki są
szczególnie jaskrawe i zarazem czytelne.
Możesz wierzyć w istnienie nieprzeniknionej
głębi tajemnic decydujących o naszym życiu,
możesz negować psychologię, możesz nie lubić
jakiegokolwiek szufladkowania, jak znakomita
większość wspinaczy i nie tylko.
Z mojej strony mogę Cię tylko zapewnić,
że próbując tłumaczyć czyjąś motywację
nie umniejszam jego zasług, zresztą co tam
zasługi, nie o to chodzi - inaczej powiem,
wytłumaczenie psychologiczne (lub nawet
pseudopsychologiczne) nie odziera tych ludzi
z szaty magicznego piękna.