Poza tym, o czym wspomnieli już przedmówcy, jest jeszcze jedna potencjalnie niebiezbieczna sytuacja wynikająca z takiej metody "mocowania" się do liny.
Wpinanie (jednego) karabika zakręcanego do uprzęży jest tak (wydawałoby sie) nieskomplikowane, że łatwo nie wykazać przy tej czynności należytej uwagi. Skutki mogą być tragiczne...
Nietrudno wyobrazić sobie, że zawodnik tak się skoncentruje na przejściu drogi, że nie zakręci karabinka po wpięciu się nim do uprzęży, albo co gorsze - wepnie się nie do łącznika uprzęży, ale do szpejarki!!!
Jest to szczególnie prawdopodobne, gdy zawodnik ma szpejarki w kolorze łącznika i luźno założoną uprząż, która lekko skręci się wokół jego talii, tak, że jedna ze szpejarek znajdzie się z przodu uprzęży.
Niezakręcenie karabinka często się zdarza również w sytuacji, gdy obsługujemy dużą grupę "klientów" i mocowanie gościa do liny staje się jakby rutynowe.
Można zawsze powiedzieć, że wypadek z tego powodu jest mało prawdopodobny, ale niestety wypadki jednak się zdarzają - i to nawet te najmniej prawdopodobne.
Sytuację z niezakręceniem karabinka przy uprzęży widziałem parokrotnie (czasem karabinek odkręcał się sam!).
Sytuację z wpięciem się do szpejarki widziałem tylko raz - tydzień temu na ściance. Chłopak (wspinał sie pierwszy raz) miał sporo szczęścia, bo ściankowe uprzęże Lhotse miały wzmocnione szpejarki wytrzymujące około 100kg. Gdyby były standardowe, byłoby nieprzyjemnie...
Ponoć miał miejsce podobny przypadek na Lechworze. Szpejarka urwała się, ale facet swój brak uwagi uratował siłą i udało się go opuścić na ziemę trzymającego się karabika na końcu liny...
Na bezpieczeństwie nie warto oszczędzać, także czasu. Lepiej się wiązać do liny (uważnie) i dodatkowo wyrobić sobie nawyk sprawdzania siebie i partnera przed komendą: możesz iść!
Pozdrawiam wszystkich
Micaj
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2007-01-26 19:47 przez Micaj.