no bo chyba jakaś definicja tego "towarzyszenia" powinna być? nie jest to opieka, nie jest przewodnictwo, w takim razie czym jest towarzyszenie?
Czy jeśli mi się przydarzy że za mną w odleglości 100m idzie jakiś czlowiek, to mam byc za niego odpowiedzialna?
Czy jeśli ten sam czlowiek idzie za mną 5m to coś zmienia?
Czy jeśli mój kumpel wyszedl 15min po mnie i wiem, że za mną idzie ale jest pol kilosa z tylu, to jestem za niego odpowiedzialna?
Czy jeśli wyszlam z grupą ludzi, ale jedna z tych osób ma bardzo slabą kondycję, to nie można mu powiedzieć "wracaj do schroniska, stąd masz prosto i blisko, bo nie dasz rady wejść", czy muszę go zaprowadzić z powrotem do tego schroniska, zamknąć go w pokoju na klucz i pilnować czy nie wyjdzie? ;)
Wiem wychodzę teraz na taką świnię, co się nie chce zaopiekowac slabszym. Nigdy kumpla nie zostawilam w górach. Chcę tylko wiedzieć jakie sa granice przyzwoitości, żeby kiedyś się nie zdziwić np. wezwaniem do sądu.
Wiem że mi na te pytanie nie odpowiecie, bo to śliska masa.
A jak jest z zostawianiem przyjaciela umierającego na chorobę wysokościową w himalajach? Czy trzeba go koniecznie (niedobrowolnie) usiłować znieść na plecach czy niańczyć? (co się zazwyczaj kończy śmiercią obojga?) (patrz: Mrówka na K2) Czy prawo ma prawo coś tu nakazywać?