Sklep stacjonarny może konkurować z internetowym także ceną. Nie widzę w tym problemu. O ile wspomniany przez Ciebie dystrybutor rozumie realia rynku i nie pozwala na sprzedaż internetową na zasadzie pośrednictwa.
W polskich realiach jest to największy grzech dystrybutorów, przedstawicieli marek itd. Pozwalają na sprzedaż swoich marek przez sklepy internetowe, które sklep mają tylko w nazwie, a w rzeczywistości są tylko pośrednikiem i byle marża go zadowala, bo sam "sklep" nie generuje mu żadnych kosztów związanych z prowadzeniem działalności.
To najczęściej jednosobowa działalność, gdzie za narzędzia pracy służy laptop i telefon. Jest zamówienie to szybki mail i za 72h towar u Klienta, a ja mam pieniążki na koncie. Nie uważam tego za uczciwą konkurencję.
Na szczęście wielu dystrybutorów zdaje sobie z tego sprawę i najczęściej współpracuje tylko i wyłącznie ze sklepami stacjonarnymi prowadzącymi sprzedaż internetową albo wymuszają na takim "sklepie" zbudowanie sobie stanu magazynowego. Zapewniam Cię (zresztą na pewno zdajesz sobie z tego sprawę), że wtedy byle zarobek takiemu biznesowi się nie opłaca.
Mógłbym takich przykładów pomnożyć, bo jest tego trochę.
Zapewniam Cię jednak, że rynek się zmienia i idzie w dobrym kierunku. Niestety jesteśmy (Polska) gospodarką na dorobku i minie jeszcze sporo czasu zanim wszystko będzie tak jak w bogatych krajach Unii.
Osobiście jestem zdania, że cała ta dyskusja tutaj nie do końca jest zresztą związana z wysoką ceną danego produktu.
Cena jest OK. Bardzo zbliżona do innych krajów UE czy Stanów. Różnice najczęściej wynikają ze sposobu działania systemu podatkowego i celnego.
Problemem są średnie zarobki Polaków, które w stosunku do przeciętnego Europejczyka są śmiesznie niskie. A niestety ceny wielu produktów, z segmentu który nas tu interesuje, są zbliżone.
Umówmy się, że 130Fr za bluzę Cotopaxi to żaden tam nie wiadomo jaki wydatek. To około 100E. Dla przeciętnego Szwajcara czy Austriaka to kwota (w przeliczeniu) wydatku rzędu 100zł. Więc bez szaleństwa. Jeżeli zarabia się średnio (jeżeli dobrze pamiętam) ponad 2000E miesięcznie to można sobie pozwolić.
Wkońcu zakupy i wydawanie pieniędzy mają być formą rozrywki ;)
Mammut będzie stosował jednak stałą politykę ceny, bo z jego punktu widzenia sprzedaż bluzy Cotopaxi w Polsce czy Szwajcari/Austrii generuje te same koszty.
Przeliczając i tak ta bluza detalicznie w Polsce jest tańsza (299zł) - więc kolega PR jadąc na szalone zakupy do Wiednia i kupując ją w 50% przecenie (50E czyli 200zł) niewiele zyskuje, bo kupi ją w Polsce z rabatem 10% (bo pewnie jest zrzeszony w jakimś Klubie i zdaje sobie sprawę, że wiele punktów sprzedaży honoruje takie członkostwo takim właśnie rabatem) czyli zapłaci 269zł.
Oczywiście może mi zarzucić, że to dalej jest drożej, ale jak sobie pomyślę o tych wszystkich zabiegach logistycznych oraz kosztach podróży i ewentualnie straconym czasie, bo akurat piękny pomarańcz, który sobie wymarzyłem został tylko w rozmiarze XS, to myślę że jak człowiek poszedłbym do normalnego sklepu i kupił to co chcę i mi się podoba.
A tak jak napisałem w innym poście. Żaden sprzedawca nie będzie zabiegał o klienta szukającego okazji. Jak sama nazwa wskazuje: to OKAZJA. I nie ma miejsce na wybrzydzanie. Z niej się korzysta lub nie.
Przypominają mi się różne opowieści (a'propos wspomnianych MIUR przez astrodoga) rozczarowanych ludzi, którzy odeszli z kwitkiem od kasy, kiedy dowiedzieli się, że owszem są Miury po 40E, ale tylko powyżej 44 i poniżej 36 :).
Nie przekreśla to oczywiście faktu, że takich okazji na rynku jest dużo.
Na przykład u mnie jest w tej chwili kurtka z PACLITE w dobrym wydawałoby się rozmiarze (M) i kolorze (niebieski/czarny) za 499zł, a ciągle mam problem z jej sprzedażą. Powodem przeceny jest fakt, że producent zrezygnował z tej kolorystki i wprowadził małe zmiany w nowym modelu (znów a'propos astrodogowego posta).
Podsumowując można przypomnieć sobie takie hasło: czy to tak dużo kosztuje czy też ja tak mało zarabiam.
Niektórym ludziom należałoby wytoczyć proces myślenia.
SJ Lec