Nikt nie twierdzi,że Cwiąkalski nie jest dobrym prawnikiem.Profesor Uniwersytetu Jagiellonskiego to nie prof. jakiejś prywatnej uczelni. Chodzi o to , że nie powinien być ministrem sprawiedliwości z powodu konfliktu interesów.
Zacytuję felieton z Dziennika z poniedziałku autorstwa prawniczki Beaty Gessel-Kalinowskiej vel Kalisz :
"Oświadczę krótko:jestem wykształciuchem.... To daje mi mandat do konstruktywnej krytyki poczynań wygranej partii.Kwestia dotyczy przydzielenia teki min. spraw. panu prof.Z.Cwiąkalskiemu,w kontekście wydania opinii w sprawach, w których prokuratura prowadzi postępowania. Nie znam osobiście osoby pana Profesora.Niemniej darze go
szacunkiem podobnie jak kancelarię, w której jest wspólnikiem. Problem nie dotyczy konkretnie osoby Pana Profesora. To samo dotyczyłoby prof.S.Sołtyńskiego czy adwokata T.Wardyńskiego, gdyby chcieli oni ubiegać się o stanowisko ministra. Wspólnicy dużych kancelarii mają do czynienia z różnymi sprawami, z reguły znacznymi i medialnymi, które niejednokrotnie znajdują swój finał w trybach wymiaru sprawiedliwości. Niekoniecznie wspólnik wykonuje czynności samodzielnie, ale co najmniej odnosi korzyść finansową oraz ponosi odpowiedzialność i powinien mieć wiedzę na dany temat.I, co najważniejsze , w profesjonalnej kancelarii wszyscy wspólnicy prezentują tę samą opinie w tej samej sprawie. Wydaje się, że te okoliczności powinny dyskwalifikować taką osobę jako potencjalnego ministra sprawiedliwości. Urzędujący minister nie może się de facto wyłączyć ze sprawy. Jeżeli opinie w danej sprawie zostały już wydane, są one faktem i - jak pokazuje ostatnio prasa - są natychmiast znane prokuratorom prowadzącym sprawę,którzy,chcąc nie chcąc,muszą sie do nich odnieść.Okoliczności te to nic innego tylko konflikt interesów.
Eksperymentalnie zastosujmy do tej sytuacji zasady etyki zawodowej,jakie obowiązują arbitra zgodnie z międzynarodowymi standardami. Otóż jeden ze standardów głosi po prostu, iż nie może być arbitrem osoba,która w danej sprawie udzielała porad lub sporządzała ekspertyzę, lub inaczej była zaangażowana w sprawę. to wydaje sie "oczywistą oczywistością",jak mawiał poprzedni premier. co prawda nie ma spisanych standardów właściwych dla obsadzania stanowisk rządzie, niemniej dobrze by było,gdyby powyższa zasada działała przy obsadzaniu teki ministra sprawiedliwości. Wspólnik dużej kancelarii może być jakimkolwiek innym ministrem ambasadorem lub pełnić inną ważną funkcję publiczną, ale nie powinien być ministrem sprawiedliwości. trzeba tu użyć słowa "niestety", gdyż wszelkie zdolności , zarówno prawnicze jak i organizatorskie , predystynują ich do tej roli bardziej niż innych.
Na koniec,aby grać zupełnie fair, muszę powiedzieć,że wspomniane standardy międzynarodowe pozwalają , w zupełnie wyjątkowych okolicznościach, na pełnienie funkcji arbitra w powołanej sytuacji, jeśli sam arbiter czuje się absolutnie bezstronnym i niezależnym, a strony postępowania wyrażą na to zgodę. Pytanie tylko, kto w tej sprawie powinien sie zgodzić."