Tak, to moje imię. Podobno ma coś wspólnego z twardością i stałością "tworzywa", które drapiemy i głaszczemy. Ale szczerze mówiąc nie czułem się wtedy ani silny, ani dumny z tego co zrobiłem.
Wyszydzałbym raczej nie "Szeregowca" w tym wypadku, lecz "Hannibala". Jest tam kontrowersyjna scena, w której, uczestnik swojej własnej stypy, spożywa "smakołyk" przygotowany z własnego mózgu. Ta karykaturalna scena ogniskuje wszystkie problemy związane z przetwarzaniem materii w świecie tzw. przyrody ożywionej. Ma pewien aspekt symbolu - pożerania samego siebie. Ale w filmie raczej symbol przytłoczony przez wizerunek "wysublimowanego" bestialstwa człowieczego ( wg. niektórych teorii takie bestialstwo jest w każdym, lecz stłumiona poprzez wieki działania "człowieka" na rzecz ucywilizowania). Ale właśnie w tej scenie jest miejsce dla Jungera i jego tezy, wg której każdy akt skrywanej przemocy jest bardziej przerażający niż przemoc otwarta.
Co do wykładni mięsożerności, to byłbym ostrożny. Sądzę raczej, że czynniki ewolucyjne (etc. : bla bla bla) spowodowały, że ssaki, ptaki, gady i co tam jeszcze, dopracowały się aparatu trawiennego umożliwiającego taką formę odżywiania ( głównie zęby i pazury). Jakkolwiek świętą księgę wezwiesz do poparcia tej tezy, wiedz, że gdyby losy ziemii potoczyły się inaczej, człowiek mógłby być podobny do ryby, łowić plankton i oddychać poprzez skrzela. Wtedy w żadnym razie nie mógłby uczestniczyć w rytuałach ofiarnych i obserwować "bólu i przerażenie rozmaitych istot". Zresztą sądzę, że u podstaw swej genezy nie miały one nic wspólnego z "wewnętrzną koniecznością". Była zaledwie symbolem dzielenia się człowieka tym, co zdobył, "ze strachu i w nadziei"....
..... pamiętaj: "gleba" nie wybacza....