Zostałem kiedyś zaproszony "na wieś" po kawałek cielaka ( dzieci musiały jeść coś zdrowego). Na miejscu okazało się, że mięso jest jeszcze niepodzielone, ma łeb, skórę, łazi po obsranym przez kurczaki i gęsi podwórku, i beczy radośnie. Okazało się również, że zaproszenie obejmuje również "egzekucję" mięsa. Zaraz też się wydało, że wezmę w tym czynny udział. Było nas trzech - dwóch starszych "egzorcystów" i ja. Ja byłem największy i najsilniejszy więc za zadanie miałem trzymanie cielaka podczas podżynania gardła. Cielak ważył ok. 100 kg i mimo młodego wieku był bardzo silny. Tak sobie myślałem, że gdyby nie miał spętanych nóg, to pewnie by mnie skopał do nieprzytomności. Szarpał się niemiłosiernie więc próbowałem w półsiadzie jakiegoś "suplesa" czy "nelsona". Jeden z fachowców w tym czasie odchylał łeb zwierzaka a drugi spokojnym ruchem rżnął ostrym kozikiem po kędzierzawej, czarno-białej grdyce "mięsa". Kiedy go tak trzymałem, a trwało to ze trzy minuty zanim się wykrwawił i udusił zarazem, to cały czas na mnie patrzał jednym, strasznie dużym okiem (drugie było od strony ziemii), przysuniętym do mojej twarzy. Najgorsze było to, że to oko się nie zamknęło do końca. Później cielak wisiał jeszcze jakiś czas w bramie stodoły, żeby odparować. Kozik posłużył fachowcom do zdjęcia skóry. Zastanawiałem się wtedy, ile czasu minie zanim wezmę mięso do ust. Okazało się, że po dwóch "pięćdziesiątkach" zacząłem być głodny z całych tych emocji. Za godzinę objadałem się cielakiem i na chwilę zapomniałem o niedawnym "morderstwie". Jednak jak czasem o tym pomyślę to znów przypomina mi się to jego wielkie rozwarte i przytomne oko. Mięso jem i będę jadł zawsze. Bardzo lubię i wiem, że to samo czuje mój organizm. Tylko doświadczenie mam bogatsze. Więcej nie przyjąłem zaproszenia po mięso. Naprawdę powinniśmy być wdzięczni tym, którzy z tego żyją ( o ile robią to bez zbędnego bestialstwa).
..... pamiętaj: "gleba" nie wybacza....