Ave!
Przypuszczam, że tak łatwe potraktowanie sprawy przez xerbawita wynika z odległości tych wydarzeń. Są jakby trochę nierealne, nie dotyczą najbliższego otoczenia. A gdyby ktoś z bliskiego otoczenia każdego z Nas miał podobny problem?
Mam ambiwalentne odczucia związane ze sprawą ze względu na brak jakichkolwiek wskazówek etycznych. Niby można to potraktować, jako podtrzymywanie przy życiu rośliny, ale jeśli postęp w medycynie, o jakim pisał xerbawit pozwoliłby za te kilkanaście lat "odzyskać" bliską osobę, koleżankę, kolegę...?
A co do eutanazji... otóż sprawa jest dość prosta. Jeżeli ktoś nie ma najmniejszych (powtarzam najmniejszych!) szans na uratowanie życia, czeka go pewna śmierć i do tego jeszcze każda pozostała chwila to jeden wielki ból, to można się zastanowić. Ale tylko wtedy, gdy nie ma szans. Jest to również morderstwo, jednakże nosi znamiona humanitaryzmu, pozostając morderstwem. Rozwiązanie tego od strony formalnej, to tylko powołanie jakichiś adekwatnych instytucji prawnych. Sprawa czysta.