Generalnie rzecz biorąc problem nie istniał do momentu dopóki alpinizm czy szerzej rzecz ujmując: wspinanie było tylko działalnością podejmowaną bezinteresownie, a szkolenie było koleżeńskie.
W momencie gdy komuna wymusiła pewne ramy organizacyjne, a pewna grupa ludzi zaczęła na wspinaniu i szkoleniu zarabiać - czar prysł.
Obecnie wszyscy widzą, że PZA niedomaga i większość chce reform ale... ci, którzy z tego żyją choćby nawet podświadomie nie chcą zmian w istniejącym systemie, bo boją się o to co może być potem. Stąd prezesami starszych i liczniejszych klubów zostają zwykle ludzie sprawdzeni, z określonego układu, podobnie delegatami na Walny Zjazd. Tak u-koń-stytuowany walny zjazd wybiera z niewielkimi zmianami ten sam zarząd, no i zwykle na kolejne 3 lata większe ruchy zostają zblokowane. Ludzie chcący coś zmienić (vide Paszcz) prędzej czy później jak Jerry stwierdzają, że to jest niereformowalne.
No bo jest.
Co gorsza, część tych ruchów odbywa się obok istniejącego statutu. Wszyscy pamiętają jak było z odejściem Cichego z funkcji prezesa. Normalnie powinien być zwołany nadzwyczajny walny zjazd i wybrać nowego prezesa. Uznano wszak, że byłoby to i kosztowne i ryzykowne, więc wymyślono kuriozalną funkcję po-prezesa, a ci co tego dokonali potem gorzko żałowali. Aktualnie w nie mniej wdzięczny sposób rozwiązano sprawę zmiany na stanowisku sekretarza generalnego. Zatem możemy spać spokojnie, przez najbliższe 3 lata nic nadzwyczajnego się w PZA nie zmieni...