Polacy to wogóle nie znają się na marketingu, niby UE, niby idziemy do przodu, a statystyczny Polak nie potrafi się sprzedać. I oto przykład na gorąco. Weźmy boksera Grzegorza Proksa, poleciał do Las Vegas na walkę. I co zrobił. Pytam się co zrobił? Ano zrobił! Znokautował gościa w pierwszej rundzie, w kilkadziesiąt sekund. Ja się pytam, czy opłacało się jecieć do Vegas na kilkadziesiąt sekund? Gość się nie umie sprzedać. Czy on nie wiedział, że jego walka jest transmitowana w stanach i w Polsce? Przecież każda sekunda przed kamerą to krociowe zyski dla niego (sponsorzy i wogóle). Ale on nie przeszedł szkolenia z marketingu i nie wiedział, jakby przeszedł to co innego. Przecież mógł popajacować w ringu co najmniej do ósmej rundy. Co on nigdy nie widział obrad sejmu na wiejskiej? Powinien przed walką obejrzeć to by się wiele nauczył. Tam goście czytają jakieś bzdury, dopóki się ich siłą nie zdejmie z mównicy lub kamerę wyłączy. Ale oni wiedzą jak się zachować, nie to, co pan Proksa.
W ringu zawodowym to niedopuszczalne. Weźmy walkę Andrzeja z Mike'm. Mike wiedział jak się sprzedać i naszprycował się prochami, w imię zasady "prochy wpieprzasz i w proch się obrócisz". A i nasz Andrzej, kiedy wydawało się, że już jest po wszystkim, i że marketing to obca mu rzecz, zaskoczył chyba wszystkich swoją ucieczką. To się nazywa prawdziwy profesjonalizm.
I akcent wspinaczkowy na koniec. Nasi rodzinni wspinacze, wspomagający się sponsoringiem wiedzą, co to marketing. Wystarczy otworzyć pismo wspinaczkowe i zerknąć na zdjęcia. Twarzy zazwyczaj nie widać, drogi tym bardziej nie rozpoznasz, ale widać logo firmy A, firmy B i C. Dobrze, że chociaż opisy są, gdyż zdjęcia równie dobrze mogłyby być zrobione w Niegowonicach na drogach pana B.