Wydaje mi się, że to, co wyróżniało do tej pory naszą wspaniałą dyscyplinę, to jej subkomplementarność i niewpółmierność. Absolutna, wręcz transcendentalna. Tabelki godzą w to jak łucznicy w Podbipięte. Boskie VI.5 było wystarczającym celem samym w sobie, by do niego dążyć. Kto myśli, że to po to, żeby być lepszym, niech wprzód siądzie i nieco poczyta, sięgając te 2 z haczykiem tysięcy lat wstecz. Rzecz jasna widzę, że nie chodzi tu o tanie igrzyska, ale o zabawę, sądze jednak, że lepiej czas ten poświęcić na zabawę na drągu. A i nawet lepsze już najzwyklejsze bicie...