Znasz realia wypraw od podszewki, bo w nich uczestniczyłeś. Czy kojarzysz jakąś jeszcze sytuację, żeby uczestnik wyprawy ruszył solo do ataku szczytowego bez wiedzy i zgody kierownika? Mnie przychodzi na myśl jedynie samotne zdobycie Nangi przez Buhla i konflikt z Herrligkofferem, który miał wybitnie autorytarny styl dowodzenia, co kończyło się procesami (również z Messnerem po tragedii na Nandze w 1970). Zawarował sobie prawa do upubliczniania informacji z wypraw, de iure kneblując uczestników-oponentów. Nie jest to więc kwestia postkomunistycznej perspektywy, że kierownik trzyma ster i zadaniuje ludzi, a wręcz "trzyma za twarz". Tak było na długo przed pojawieniem się w Himalajach wypraw pod kierownictwem Zawady, Kurczaba czy Wielickiego. Wszystko niby sprowadza się do wzajemnej lojalności i respektowaniu umów, w tym dżentelmeńskich. Ale życie pisze różne scenariusze i nie zawsze kierownik musi mieć rację (vide konflikty Herrligkoffera). Nie ma jednak chyba w historii himalaizmu drugiego takiego przypadku, żeby uczestnik ruszył samowolnie na szczyt, bo mu się kończył termin prywatnego okresu zimowego. Na dodatek po powrocie zaczął skarżyć się jeszcze w bazie po ruskich Internetach na Polaczków-nieudaczników. Lepszego PR nie mógł sobie wymarzyć!