> Nie przesadzałbym z tymi "najlepsi". Dziś akurat
> na ten temat rozmawiałem w jednym sklepie. Obraz:
> szukający najczęściej tego czego nie ma,
> chcący maksymalnej zniżki, wybrzydzający w
> kolorach, długościach itd
Np jakichkolwiek butów 5.10 lub LS w określonym rozmiarze plus minus jeden, albo jakiejkolwiek liny dynamicznej z pełną impregnacją, o długości 70 metrów. Kaprysy godne księcia, więc się nie dziwię, że np. w żadnym z trzech sklepów wspinaczkowych w Warszawie może tego towaru nie być.
Kiedyś zakupy robiło się w Arco ze względu na cenę. Dziś, gdy już nie jest taniej, robi się je ze względu na wybór i dostępność towaru. Nie wiem, jak w czewie i innych miastach bliżej skał, ale w stolicy sklepów wspinaczkowych mogłoby równie dobrze nie być w ogóle - dziwię się oudoorowcom, że im się chce utrzymywać takie stoiska. Starczyłby jakiś jeden dobrze zaopatrzony sklep na jurze, jeden w krakowie, coś w Sokołach, i byłoby po problemie. Fajnym pomysłem na opłacalną działalność w tej branży jest też sezonowa sprzedaż obwoźna - np. na parę lat temu na Franken, na kempingu u Omy Zeichler, można było kupić dowolny letni sprzęt z ciężarówko-straganu (wybór większy, niż w większości sklepów w pl, w dodatku jak czegoś nie było, gość obiecywał, przywiezienie następnego dnia). I oczywiście sklepy internetowe - przy tak niewielkim i niestałym rynku to podstawa. Jeśli stu tysięcy polskich wspinaczy zrobi zakupy średnio raz w roku, będzie około 300 transakcji dziennie - w sam raz na kilka sklepów na cały kraj.