Panowie nie jest tak że zaślepia minie żądza sławy i obijam wszystko jak leci choćby było kupą gliny. Naprawdę (tutaj ukłon w stronę kol. paresada) główną motywacją jest chęć wspinania się po tym co lubię i tak jak lubię. Cała awantura jest o dwie drogi z kategorii dróg uzupełniających. O ile Tryper moim zdaniem jest dość fajną techniczną drogą na równowagę która nie wymaga bulenia - tę opinie ku mojemu zaskoczeniu potwierdziło kilka osób (były dwie uwagi co do asekuracji na starcie - kwestia dodania ringa tz. zerowego), to W Mordę Łomem pełni funkcję drogi dojściowej do stanowiska. Alternatywą tej ostatniej jest wydymanie na szczyt zbocza doliny i zejście do połowy wysokości z możliwością zrzucenia kamieni na głowę przebywających pod skałą oraz zjazd z drzewa do stanu z kłopotliwym ściągnięciem liny. Uznałem, że dojęcie drogą VI+ nawet jeśli będzie krucho jest bezpieczniejsze i wymaga mniej wysiłku. Na drodze spędziłem około 20 godzin z łomem i jeśli zawodnik nie ucieka w łatwy teren po lewej to wspina się w miarę litym terenie w trudnościach około VI+. Lunetą zainteresowałem się ze względu na Teichopsie - około 20 metrów wytrzymałościowego wspinania z dużą ilością krzyży oraz łatwiejszą wersją tej drogi - Wyspami Szaleństwa które otworzyły ścianę. Pod względem urody Teichopsie stawiam na trzecim miejscu za Ortopraksje i Zimną Duszą, a na równi z Ksantypą. Jak dotąd jest to moja najdłuższa autorska droga. Pozostałe dwie krótsze linie po za startami są absolutnie lite.