Wspinałem się po gównach-sporo.Robiłem np solo "Problemat Kuchara" czy "Mandolinę Ogiera".Drogi te mimo stosunkowo wysokiej cyfry nie wryły mi się szczególnie w pamięć-znacznie wyżej sobie ceniłem przejście solowe choćby banalnej "Płyty Sasa" o "Babińskim"(robiłem go solo chyba ze 3 razy) nie wspominając.
W 1988 roku na drodze "Elektrische Sturm..."na Klagemauerze (Frankenjura) spadłem z wysokości dosłownie 3 metrów-roztrzaskując "w drebiezgi" stopę i pietę co skutkuje po dziś dzień totalną dysfunkcja stawu skokowego w prawej nodze.Ani się nawet "zdążyłem przestraszyć"-a wydarzenie postrzegam nie w kategoriach wypadku wspinaczkowego-ale nieszczęśliwego upadku ze schodów.
W czeskich piachach zrobiłem dużo relatywnie krótkich i ryzykownych dróg-znacznie bardziej "wysilające moralnie" jednak były dla mnie te długie-z możliwością potężnego lotu-niekoniecznie do gleby-czyli jak na tamte ówczesne(1986-8) warunki z "przyzwoita asekuracją".
Jednym słowem-nic nie zmusi mnie do respektu wobec "gówien"-zawsze natomiast będę miał respekt wobec dróg na dużych formacjach.Klucz tradycjonalizmu-tkwi w owym respekcie.Zresztą aby tradycjonalizm mógł mieć pretensje do "bycia postrzeganym poważnie"-powinien sam definiować rzetelnie swoją miarę.Tzn także "miarę skały" na której ma on "swoje boisko".Jezeli połozenie materaca pod ta skalę-zmienia ocenę drogi to jest to komediowe.