O jak się stęskniłam za polskim bagienkiem!
Na Pobiedzie śmigło zabrało wszystkich, którzy przeżyli - schodzących i sprowadzanych - z plateau pod Przeł. Dziki, czyli między C1 i C2. Wysokości nie pamiętam (sorry, mam dziury w mózgu), ale chyba 4 tys. z czymś.
W swej historii Pobieda ma wejścia, dokonywane "stylem helikopterowym", tzn. śmigło do C1 i powrót również z C1 śmigłem (m. in. najszybsze w historii wejście Dimy Grekova - 3 dni) i przejścia te są powszechnie uznawane za "pełnowartościowe". OK, zgadza się, że nas ominął nie tylko marsz po płaskim lodowcu z C1 do BC, ale jeszcze zjazd z zaporęczowanego lodospadu. Dla zdrowych 10 minut i wysiłek żaden. Ale opuszczanie tam chorej osoby to byłaby jakaś masakra.
Wybacz Boguś, ale mimo iż spodziewałąm się, że pojawią się zarzuty takie jak Twój, nie zdecydowałam się w imię "czystości stylu" oddzielić od chłopaków, olać śmigło i schodzić sama (jak tam byłeś to wiesz jak wygląda początek odcinka C1-BC, wybacz, ale zabić się w szczelinie poniżej jedynki to dość mało oryginalne...). I uważam, że bardzo dobrze, że z tego śmigła skorzystaliśmy, gdyż była to jedyna i ostatnia szansa dostania się nie tylko do BC, ale i na dół. O treku nie mogło być mowy zarówno ze względu na zasypanie Inylczeku (największy opad od 1957) jak i przede wszystkim na stan stóp Kuby.
Zresztą dla mnie to naprawdę nie ma znaczenia, czy mi uznasz Panterę czy nie. W ogóle wobec tego, co się stało na Pobiedzie, to wszystko staje się nieistotne. Stylowe wejście czy nie, góra zażądała za nie wysokiej ceny. Za wysokiej. Dlaczego wypuściła akurat nas, gdy ginęli ludzie bardziej doświadczeni, przewodnicy? Czy to musiało się skończyć tak jak się skończyło? Czy można coś zrobić, aby takie tragedie nie powtarzały się w przyszłości? To są chyba teraz istotniejsze pytania niż wpływ śmigła czy kolejki na czystość przejścia...
Ola Dzik