Sorry, że z opóźnieniem, ale jestem mało pilny w korespondencji, z natury chyba.
vudoo Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> komplikujesz krzysiu - poważnie rozumiane
> wspinanie ma dwa istotne wymiary: fizyczny i
> psychiczny (...). w obu rzeczonych wymiarach idzie o
> jedno - przekraczanie tego co niemożliwe (...). fizycznie,
> sprawa prosta - jest skala, łatwo to śledzić.
Póki co pełna jednomyślność.
> psychicznie jest dużo mniej uchwytnie, bo problem
> rozbija się o mgliste pojęcie stylu, przyjmij
> jednak a priori, że z definicji najczystszym
> stylem jest solo os (trudniej już się nie da).
W przypadku ocen psychicznej trudności wspinania chyba w ogóle wykraczamy poza jakąkolwiek obiektywną miarę i jakiekolwiek możliwości mierzenia przeżyć podług definiowalnych stylów. Co do ostatniej części - ja się zastanawiam czy solo os to jeszcze wspinanie, czy już tylko kuszenie losu, stąd moje wątpliwości. Aż głupio byłoby próbować definiować wspin ... Ale tak a priori coś brać... ja się wstydzę. Trudniej oczywiście się da, można se nogę przywiązać do ucha.
> strach krzysztofie, to jest to z czym się we
> wspinaniu mierzy - (...) to jest pewne kontinuum - nie
> ma różnicy między wędką a solo os na big
> wallu, rozróżnienie bowiem pojawia się tylko na
> matrycy pojedynczego mózgu.
Ja sprowadzam sprawę bliżej parteru - kontinuum zostaje przerwane gdy rezygnujesz z jakichkolwiek metod ubezpieczenia wspinaczki. Od wędki (włącznie) do żywca (wyłączając) stosujesz jakieś techniczne środki asekuracji, od żywca... dalej, już nie, i różnica między tymi sposobami wspinu jest nie tylko wewnątrzmózgowa, lecz realna, fizyczna, obiektywna.
> kto ma mózg dana
> osmana, ten żeby przekroczyć siebie robi coś,
> co dla ciebie stanowi zakres absurdalny czy
> samobójczy. ale dla bardzo wielu ludzi samo
> wejście w ścianę, która ma kilkaset metrów
> jest już takim samym absurdem, niezależnie od
> podjętych środków ostrożności.
W pełni rozumiem i jestem za tym ,żeby przekonywać ludzi, jak fantastycznym przeżyciem jest przekraczanie własnego lęku, swoich możliwości. I jestem przeciw temu, by w jakikolwiek sposób zachęcać ludzi do prób bycia takimi jak Dan Osman (a między wierszami niektórych wypowiedzi w tej dyskusji podobny ton wybrzmiewa).
> jedynym dyskusyjnym tematem jest to, czy potrzeba
> owego "przekraczanie samego siebie" jest pierwotna
> czy wtórna, (...) generalnie cała historia odkryć
> napędzana jest tą właśnie potrzebą, trudno
> ją więc widzieć negatywnie...
Zastanawiałbym się tylko czy to częściej potrzeba przekraczania samego siebie, czy wychodząca z "samego siebie" potrzeba przekraczania granic znanego świata. Ale to chyba bardziej pierwotne potrzeby jednostek niż sprawa kulturowa czyli wtórna. W związku z tym myślę, że "widzieć negatywnie" lub pozytywnie, czyli poddawać moralnej ocenie to pokusy nieadekwatne do sprawy, takie potrzeby po prostu są, istnieją, poza oceną.
> a teraz sam sobie
> odpowiedz czy pierwszy zdobywca np. bieguna
> północnego był w tej samej mierze samobójcą
> co przeciętny solista os? moim zdaniem tak.
A moim zdaniem kompletnie nie. Delikwent biegunowiec, personalia do wyboru, szedł, podobnie jak solista os, z zamiarem przejścia i powrotu do domu. Jednak pierwsi zdobywcy bieguna robili wszystko co było możliwe (w zakresie im dostępnym i wykonalnym), żeby zapewnić sobie szczęśliwy powrót do domu. Minimalizowali ryzyko, a nie szukali nowych podniet w eksplorowaniu nowych dla nich obszarów ryzyka. Chcieli zbadać, zobaczyć, dotknąć dziewiczego kawałka ziemi, a nie sprawdzać się w akcji i przekraczać swoje własne możliwości dla samego faktu ich przekroczenia. Teren ich zdobyczy był nie w ich mózgach, a w dość realnie otaczającym ich świecie. Zdobywca liczył się z tym, że może zginąć, ale robił co mógł, by do tego nie doszło.
OK, czasy się zmieniły, bieguny się zdobyły, terra incognita zmieniła położenie na bardziej wewnątrzmózgowe, ale miałem sobie odpowiedzieć - taką odpowiedź znalazłem, ni chuja oesiarze żywcowcy nie przypominają mi pierwszych zdobywców czegokolwiek.
Kris