makar Napisał(a):
> > Jak się nabiera rzeczonej wprawy, to się przestaje być początkującym.
> Ten truizm to ma dowodzić nieprawdziwości mego twierdzenia?
No co Ty. Truizm za truizm. Z Twoim twierdzeniem się zgadzam,
choć może inaczej bym to ujął - nie pasuje mi słowo "skomplikowana".
> Że procedura zjazdu jest znacznie bardziej
> skomplikowana i podatna na terminalne błędy niż
> procedura przewiązywania się?
To drugie - istotnie, podatność na terminalne błędy, bardziej
prawdziwe i lepiej brzmi niż "skomplikowana procedura". Bo niby co
to znaczy, że jest ona skomplikowana. Więcej czynności musisz wykonać,
a może są one trudniejsze? Powiedziałbym raczej, że są mniej
oczywiste dla początkującego. I faktycznie, łatwiej popełnić terminalny
błąd.
> O ile śmiertelnych wypadkach w trakcie
> przewiązywania się słyszałeś
> A o ilu w trakcie zjazdów?
W tej materii wiesz znacznie więcej niż szeregowy
wspinacz. Aczkolwiek, osobiście nie słyszałem ani nie
czytałem o żadnym śmiertelnym wypadku, który miałby
miejsce przy samodzielnym zjeździe z porządnego
stanowiska (nie chodzi o jakieś awaryjne zjazdy,
w szczególności z bloków i uszek).
Natomiast słyszałem o czterech (!) poważnych wypadkach,
w tym jednym śmiertelnym i trzech o włos od śmierci, które
wiązały się z błędami przy procedurze opuszczania przez
partnera (i również przy przewiązywaniu się).
Pierwszy wypadek - za krótka lina bez węzełka,
"szczęśliwy" lot na drzewo, trwały uszczerbek na zdrowiu.
Drugi - to samo, asekurant oddalił się od skały, złamana noga.
Trzeci - polskiemu wspinaczowi w El Chorro kończą się ekspresy,
więc przewiązuje się przez pętle (bo coś tam pewnie słyszał,
że tak można) i daje się opuścić partnerowi - pętla zostaje
przetarta liną, śmierć w szpitalu.
Czwarty - opisywany na tym forum wypadek w skałkach
lądeckich, nieporozumienie w interpretacji komendy "mam auto".
Gdyby rutyną był samodzielny zjazd a nie opuszczanie przez
partnera, do wypadku by nie doszło (co w żadnym razie nie
jest argumentem przeciw Twojej tezie, a pewnie nawet ten
akurat wypadek nie jest tutaj trafnym przykładem, bo można
się spierać, czy to był wypadek przy opuszczaniu).
> > I trochę komplikacji w jedną czy w drugą
> stronę nie przeszkadza w fajnym wspinaniu.
> Mam odmienny pogląd.
Przeżyję. Ufam, że po kursie u Ciebie umejętność
samodzielnego zjazdu jest przez kursanta opanowana w
tak samo dobrym stopniu jak umiejętność przewiązywania
się i opuszczania partnera.
I nadal twierdzę, że gdyby samodzielny zjazd był (choćby
z konieczności) praktykowany częściej, ludzie nabraliby
wprawy i wypadków byłoby (procentowo) mniej.
Rzadko używana procedura wietrzeje z pamięci.
Często używana - utrwala się.