Wydaje mi się, że klucz do zrozumienia tego problemu leży w mentalności.
Dla części z nas (mam nadzieję, że większej części) to, co robi Balcerzak, jest czystej wody skurwysyństwem. Dla pozostałych nie ma w tym nic złego. Dla jednych modelowe jest zachowanie himalaisty, który zawraca z grani szczytowej Annapurny, żeby sprowadzić na dół oślepionego Tybetańczyka. Inni nie widzą nic złego w pozostawieniu partnera potrzebującego pomocy i realizowaniu własnych ambicji. Dla jednych związanie się liną oznacza wzięcie na siebie odpowiedzialności za drugiego czlowieka, dla innych nie oznacza nic, bo każdy jest odpowiedzialny tylko za siebie. I dlatego nigdy się nie zrozumiemy.