Ja tym bardziej nie jestem masochistą, a raczej wręcz sybarytą. Tak jak Ty, wspianam się dla przyjemności, pomimo towarzyszącego mu zmęczenia i sporadycznego, ale jednak "brania w dupę" od góry, pogody, pecha, życia itd. Nie wspinam się po to, aby "dostawać w dupę", ale na kursie "wziąłem, co mi się należało" i chociaż nie było to przyjemne, to dziś widzę, że się opłaciło.
Ale podam Ci inny przykład, jeszcze bardziej intelektualnego zajęcia jakim jest muzyka, a dokładnie gra na instrumencie strunowym, takim jak na przykład gitara. Jest to piękne zajęcie, ale nie nauczysz sie porządnie wymiatać, dopóki Ci skóra z palców nie zejdzie raz, czy drugi i nie dotrzesz do momentu, w którym każdy akrod będzie sprawiał ból opuszków.
Dziwne? Nie, zwyczajne zmęczenie nieprzygotowanego materiału.
Wspinanie jest intensywną aktywnościa fizyczną, czyli przyprawiającą o fizyczne zmęczenie i temu nikt nie zaprzeczy.
Tak samo jest więc z kursem wspinaczkowym, który ma przygotowac do uprawiania meczącego zajęcia. Nie da się przy tym nie zmęczyć.
W moim poście chodziło o to, że wymóg dostarczenia zaświadczenia lekarskiego być może ma zapewnić, to żeby w intensywnych i często wyczerpujacych fizycznie zajęciach na kursie nie brały udziału osoby o słabszej kondycji zdrowotnej. Ot, cała filozofia, ale to co se pogadaliśmy, to nasze.
Z taternickim!